Czy bez nich nie byłbym tak nakręcony? Owszem, uwielbiałem jego głos, jego jęki, jego krzyki, no ale też jego osoba mnie bardzo podniecała. No bo przecież mój Miki jest taki cudowny, i piękny, i uroczy, i seksowny jednocześnie. Jego głos jest przyjemnym dodatkiem do naszego seksu, który nie pamiętam, kiedy ostatni raz był tak intensywny. I długi. Mój Panie, przecież ja cały dzień poświęciłem tylko i wyłącznie Mikleo. Ale Psotka teraz musi być biedna. Taka porzucona, i smutna, i ignorowania, i głodna, i zmarznięta, bo na dworze siedzi... o nie, nie, nie, muszę wstać teraz zaraz już. Oby jej się nic nie stało.
- I bez tego mnie podniecasz. Zaraz ci przyniosę coś ciepłego do picia, by trochę ci ulżyć w tym bólu – powiedziałem, po czym ucałowałem go szybko w policzek i wstałem zaraz z łóżka.
- A tobie gdzie się tak spieszy? – spytał, przyglądając mi się z uwagą, podczas kiedy ja się szybko się ogarniałem. Musiałem w końcu założyć na ciało jakieś takie ciepłe spodnie, i sweter, bo tak trochę zimno było. Przynajmniej nie padało, ale pogoda była taka beznadziejna. Chmury były tak grube i ciemnoszare, że słońce w ogóle nie przebijało. A ile bym tak teraz dał, by się na takim słoneczku przeciągnąć, i wyciągnąć... no cóż, na to to ja sobie jeszcze tak trochę poczekam. Aż dwie pory roku.
- Po Psotkę. Zostawiłem ją na noc na zewnątrz. Ma tam budę, co prawda, ale i tak pewnie strasznie zmarzła. Oby jej się nic nie stało – wyjaśniłem i zanim Mikleo mi odpowiedział, opuściłem pokój.
Od razu wyszedłem na zewnątrz, nawołując moje maleństwo do domu, które już po chwili się przy mnie znalazło. Była suchutka, i ciepła, zatem buda spełniła swoją funkcję, ale strasznie się trzęsła. Nie dziwię jej się, było tu paskudnie zimno, i jeszcze ten wiatr silny. I to powietrze jakieś takie dziwne, no i te chmury, też jakieś takie dziwne, ciężkie, ciemne, jakby lada moment miał lunąć z nich deszcz, albo jakaś burza. Nie chciałbym burzy. Co prawda, nie mam nic przeciwko, jak dla mnie to normalne wyładowanie atmosferyczne, no ale zwierzaki za tym nie przepadały. Skoro Psotka już teraz boi się głośnych dźwięków, o co to będzie, jak usłyszy grzmoty i huki? No i Miki, Miki też się jej dalej boi, pomimo upływu lat i mojej obecności. I przez to mam momentami wrażenie, że jakoś tak trochę coś nie tak robię. No bo gdybym był dobrym mężem, to by się przy mnie tak nie bał. A się boi dalej.
- A ty co tu robisz? Mówiłem ci, że masz siedzieć na górze – odparłem, kiedy tylko zauważyłem Mikleo w kuchni, zajmującego się kociakami, które wszystkie były w domu. Coś się ewidentnie szykuje, jak chodzi o pogodę, bo tylko wtedy one wszystkie są w domu.
- Nic takiego nie mówiłeś, a postanowiłem ci trochę pomóc, byś szybciej do mnie wrócił – odpowiedział tym swoim łamanym, zachrypiałem głosem. Ewidentnie wczoraj za dużo gardła używał. I to nie tylko do krzyków.
- Przecież ja tu bym wszystko zaraz szybko ogarnął – gdy tylko skończyłem zdanie, rozległ się niski grzmot zwiastujący nadejście burzy. Zauważyłem, że Mikleo zamarł, a Psotka, którą trzymałem na rękach, zadrżała w strachu. – Połóż się na kanapie, i poczekaj na mnie, dokończę tu wszystko i zaraz do ciebie przyjdę – zaproponowałem, podchodząc do mojego męża, by ucałować go w policzek. Tutaj będzie lepiej, niż na górze, bo tak nie będzie tych grzmotów słychać, a przynajmniej tak mi się wydaje.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz