Nie wiedząc gdzie mam pójść i jak się odmienić, schowałem się w lesie z dala od ludzi. Przynajmniej tu byłem bezpieczny, tylko jak teraz się odmienić? To była najważniejsza sprawa, a jednocześnie najtrudniejsza do rozwiązania, chciałem być znów człowiekiem, a nie bestią.
A no i właśnie, jeśli chodzi o bestie, jak to w ogóle możliwe, że stałem się wilkołakiem? Przecież nigdy nie miałem takiego przypadłości, co prawda moje ciało było zbyt ciepłe jak na normalnego człowieka, z czego nigdy nic sobie nie robiłem. Moja babcia zawsze powtarzała, że taki nasz urok i każdy w naszej rodzinie to ma, czy więc było sens dopytywać? Nie, wiedziałem już wszystko, jestem inny, tak zawsze było mi mówione, nie sądziłem jednak, że aż tak inny. Dlaczego ta przemiana stała się, teraz gdy nam już tyle lat za sobą? Czemu nigdy wcześniej nie przebrałem tej postaci? Tyle pytań a znikąd odpowiedzi..
- Tam jest! - Usłyszałem krzyk dobrze znanych mi kolegów z pracy, którzy nie do końca wiedzieli jak się zachować, bali się mnie, a ja doskonale wiedziałem dlaczego. Wyglądałem jak potwór wielki, straszny, brzydki, zapewne, gdybym był na ich miejscu, też bałbym się takiego stworzenia, jakim jestem.
Nie chcąc ich skrzywdzić, ale jednocześnie chcąc ich od siebie, odgonić odwróciłem się w ich stronę, pokazując swoje zęby, prostując się, aby wyglądać na bardziej przerażającego.
Mężczyźni chwycili broń, mierząc z nią w moją stronę, naciskając spust, który wypalił śrut, uderzając prosto w moją klatkę.
Czując ból, wydałem z siebie głośny ryk, uciekając w głąb lasu.
Cholera to bolało, a mimo to nie miałem najmniejszego śladu po broni.
Obolały i wystraszony położyłem się na trawie, nie chcąc za bardzo się poruszać. Po pierwsze nie wiedziałem gdzie się podciąć, co ze sobą zrobić i jak znów stać się człowiekiem.
To wszystko było naprawdę dziwne, wygląda na to, że mój narzeczony miał rację, ja naprawdę jestem inny.
Nasłuchując wszystkiego, co mnie otacza, podniosłem się energicznie z ziemi, słysząc kopyta uderzające o ziemię, pokazując swoje ostre kły, wspinając się na skały znajdujące się nieopodal mojego legowiska, pazury wbijając w skały, przygotowując się do ataku.
Zerkając na konia, który pojawił się w moim polu widzenia, gotowy byłem zaatakować.
Głośno warcząc, dostrzegłem mojego panicza, który siedział na koniu, unosząc głowę do góry, aby spojrzeć w moje oczy.
Nie schodząc ze skał, patrzyłem na mojego narzeczonego, który powoli zszedł z konia, podchodząc niepewnie do skał.
- Haru? To ty? - Nawet nie drgnąłem, gdy się do mnie odezwał, nasłuchując strażników, którzy wciąż gdzieś tu byli.
Otworzyłem pysk, wysuwając swoje ostre jak brzytwa zęby, które wystraszyły Daisuke. - Co się z tobą dzieje? - Gdy tylko to powiedział, usłyszał głośny krzyk strażników i kolejny wystrzał broni, która znów mnie trafiła.
Głośno warcząc, cofnąłem się, spadając ze skał, wywołując kolejne nieprzyjemny ból.
Otrząsając się, poczułem złość, atakując jednego ze strażników, któremu wyrwałem broń, niszcząc ją na kilka kawałków, przerażając ich jeszcze bardziej. Czując złość, miałem ochotę rozszarpać ich na strzępy i chyba tylko ostatkiem własnej świadomości powstrzymałem się przed tym, musząc się wycofać, uciekając gdzieś przed siebie.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz