poniedziałek, 20 maja 2024

Od Daisuke CD Haru

 Jak co, ale bardzo ucieszyłem się z tego, że Haru wrócił do swojego ludzkiego ciała. I też zaniepokoił mnie fakt, że nie dał mi się wtedy dotknąć. Co prawda, teraz mojej dłoni nie odtrącił, jak to miało miejsce w rezydencji, ale też nie odwzajemnił gestu, więc nie do końca jest dobrze, ale jakiś mały progres jest. Drobne kroczki, i jakoś damy sobie radę. Nie pozwolę mu przechodzić przez to sam. 
- Wracajmy do domu – poprosiłem, delikatnie go ciągnąc w stronę wierzchowca. 
Ignis zdenerwował się, kiedy Haru podszedł do niego, kopiąc przednimi nogami o ziemię. Był świadkiem tego, jak Haru się przemieniał, i jeszcze do tego dalej musiał śmierdzieć krwią, i tym stworem, więc miał prawo być zdezorientowany i przestraszony. Chociaż, i tak dzisiaj świetnie sobie poradził, chociaż... może niepotrzebnie. Może gdyby nie zaatakował, Haru by nie uciekł, i wtedy by się uspokoił... ale też nie do końca byłem pewien, czy Haru umie wtedy rozpoznał. Wydawał się być w małym amoku. Uspokoiłem konia łagodnym głosem, gładząc go po chrapach. Naprawdę dobrze się spisał i pewnie jeszcze w najbliższym czasie nie raz będziemy razem szukać Haru w nocy po lesie. Ciekawe, co sobie o mnie myśli w tym momencie. Pewnie, że zwariowałem, bo po nocy szukam jakiegoś potwora i jeszcze głupio do niego podchodzę... i pewnie miał rację. Ale nie mogę Haru w takiej chwili zostawić samego. 
Haru pomógł mi wsiąść na konia, samemu nie chcąc zajmować miejsca obok tylko zdecydował się iść obok. Kiedy mnie przewrócił na ziemię, żebra wręcz zapłonęły bólem, i to na tyle silnym, że zioła, które wypiłem, już mi w niczym nie pomagały. Ja chyba nigdy nie wyleczę tych żeber. Skierowałem konia w stronę rezydencji, omijając te wszystkie martwe ciała zwierząt, na które tak nie do końca chciałem patrzeć. Droga do rezydencji minęła nam w ciszy, której nie przerywałem. Zresztą, żebra bolały mnie tak, że nie miałem ani chęci, ani siły. Chciałem tylko, by przestało mnie boleć.
- Czemu mnie szukałeś? – odezwał się nagle Haru, kiedy pomagał mi w rozsiodłaniu konia, bo ściąganie tego wszystkiego sprawiało mi pewien problem i dodatkowy ból. 
- Mówiłem ci już, że cię nie zostawię samego. I mówiłem całkowicie poważnie. Zresztą, trzeba było cię przypilnować,  byś nie wrócił do rezydencji nagi i zakrwawiony – odpowiedziałem, siląc się na delikatny uśmiech. 
- I postanowiłeś ganiać w nocy po lesie za potworem. To chyba najgłupsza rzecz, jaką mogłeś zrobić. Mogłem cię skrzywdzić, w najgorszym przypadku nawet zabić... – zaczął, a jego głos zaczął się mu delikatnie łamać. W tym momencie mogłem sobie tylko i wyłącznie wyobrazić, jak okropnie przerażony mógł być. A ja, jedyne, co mu mogłem zaoferować, to moje wsparcie, które chyba mierne było, bo nie potrafiłem mu tego poprawnie przekazać. 
- Gdzieś słyszałem, że z miłości robi się różne głupie, i wychodzi na to, że ja po nocach biegam za osobą, którą kocham. I będę to robił tak długo, jak będzie trzeba – wyznałem, kładąc dłonie na jego policzkach, by mieć jego niepodzielną uwagą. – Kocham cię. I będę przy tobie, czy jesteś człowiekiem, czy wilkołakiem – dodałem, ten pierwszy raz i prawdopodobnie jedyny raz stając na palcach, by ucałować jego usta. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz