Zachowanie mojego męża było trochę dziwne, raz zachowuje się tak jak zawsze, czyli cały on, radosny i głupkowaty, ale bardzo przeze mnie kochany, a innym razem zachowuje się, tak jakby chciał za wszelką cenę mnie zdominować i pokazać mi, że jestem jego własnością. Oczywiście i to bardzo mi się podoba, bo uwielbiam, gdy pokazuje mi, gdzie jest moje miejsce, ale nie na co dzień, na to nie mogę się już zgodzić.
- Jesteś pewien? - Dopytałem, dotykając dłonią jego policzek, przyglądając mu się ze zmartwieniem.
- Tak, oczywiście, że tak, nie musisz się o mnie martwić, lepiej skup się na gorącej czekoladzie, bo zimna nie będzie już taka dobra - On chyba zamydlił mi oczy. Chcąc, abym zwrócił uwagę na wszystko, tylko nie na niego. No nic, może to przez zmianę temperatur, w końcu nadchodzi zima, a to oznacza, że i jego stan się zmienia. A więc wszystko jasne jego zachowanie można tłumaczyć sobie nadchodzącą zimą, tak to bardzo logiczne wyjaśnienie.
Wypiłem z mężem pyszną czekoladę, spędzając czas, którego dziś nie mieliśmy zbyt wiele. Jak dobrze, że Sorey zachowuje się już tak jak zawsze, dzięki temu możemy normalnie posiedzieć, porozmawiać, a nawet poczytać książki, które tak bardzo kochany.
I tak spokojnie upłynął nam cały dzień, kończąc się na gorącej kąpieli, po której położyliśmy się i już spać.
Następnego dnia przebudziły mnie pierwsze promienie słońca, zadowolony z łaskoczących mnie po twarzy promyczków, wstałem cicho z łóżka, aby dać mojemu ukochanemu jeszcze trochę pospać. No dzień dobry całując w czoło, nim opuściłem naszą sypialnię.
Witając nowy dzień, zająłem się pielęgnacją mojego ciała, przebrałem się w czyste i bardzo wygodne ubrania, przeczesałem moje włosy, co zajęło mi kilkanaście minut, a następne kilka minut spędziłem na układaniu ich, mogąc opuścić łazienkę czysty i pachnący.
Kolejnym moim zadaniem było przygotowanie jedzenia dla kotów i pieska, wymianę wody na świeżo, posprzątanie zabawek zwierzaków, które były rozrzucone wszędzie.
Po zrobieniu najważniejszych rzeczy mogłem wyjść na ogród, zabierając ze sobą Psotkę.
W planach miałem sprawdzić posadzone wczoraj rośliny, ewentualne podlanie ich, gdyby nadeszłaby taka potrzeba.
Skupiony na moich krzakach, drzewkach i kwiatach zerknąłem na suczkę, która podbiegła do płotu witając się z naszym sąsiadem, a to zaskakujące. Myślałem, że o tak wczesnej godzinie ludzie niemuszący chodzić do pracy śpią a tu takie zaskoczenie.
- Śliczny ten wasz piesek - Stwierdził Ren, któremu bardzo podobał się piesek, następny ja naprawdę nie rozumiem, co pięknego jest w psa.
- To pies mojego męża, ale dziękuję - Odpowiedziałem, wzruszając swoimi ramionami.
- Nie lubisz psów?..
- Nie przepadam, chociaż ona jest wyjątkiem - Przyznałem, biorąc na ręce suczkę, która przy mnie skakała.
Rozmawiałem z mężczyzną o psach, a raczej to on mówił, a ja tylko słuchałem, nie znałem się na psach, dlatego niewiele mogłem na ten temat powiedzieć, na moim miejscu powinien stać tu mój mąż, on lepiej zna się na psach.
Nie chcąc już zajmować czasu mężczyźnie, pożegnałem się z nim, wracając do domu, stawiając pieska na ziemi, dostrzegając Soreya, który robił siebie właśnie kawę w kuchni.
- Dzień dobry kotku - Przywitałem się, podchodząc do męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz