Trochę nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje wokół mnie. W jednej chwili ten obrzydliwy mężczyzna chciał ewidentnie mnie wykorzystać w sposób, w który już nigdy więcej nie chciałbym być wykorzystany, a w drugiej wpadła ta bestia, która w kilka sekund rozprawiła się z tym facetem. I to samo powinno stać się ze mną. A jednak potwór nic mi nie zrobił. No, prawie nic. Kiedy wyprowadzał mnie z kanałów, oczywiście trochę się szarpałem, więc musiał chwycić mnie mocniej, przypadkowo lub nie wbijając pazury w moje ciało, a tak konkretnie to w prawe ramię. To jednak było nic w porównaniu z tym, co zrobił tamtemu faceta. I kolor jego ślepiów był jakiś taki dziwnie znajomy. Ten złoty odcień kojarzyłem aż za dobrze.
- Kambe! Wszystko w porządku? – jeden ze strażników, który przyuważył nas, podbiegł do mnie, a jego kolega pobiegł za wilkołakiem. A przynajmniej próbował, bo stwór zniknął bardzo szybko, wspinając się na jeden z budynków i skacząc z dachu na dach.
- Tak, nic mi nie jest – odparłem, starając się, by mój głos brzmiał na jak najbardziej opanowanego, mimo, że byłem dalej roztrzęsiony. Za dużo się działo w za krótkim czasie, jeszcze tego nie przeanalizowałem.
- Poinformuję inne patrole o pojawieniu się wilkołaka. Zabierz go do medyka i przesłuchaj – polecił mu ten drugi i nim się zorientowałem, gdzieś pobiegł, a ja zostałem zaciągnięty do medyka. Przesłuchać... i co ja mam mu powiedzieć? Jeżeli powiem, że mojego porywacza zabił, a mi nic nie zrobił, mogą nabrać podejrzeń, że to Haru. O ile to Haru. Im dłużej nad tym myślałem tym bardziej wydawało mi się, że to Haru. Ta teoria miała dużo sensu.
Medyk dokładnie mnie przebadał. Oczyścił ranę z tyłu głowy i okręcił moją głowę w ten okropnie niewygody bandaż, oczyścił, zszył i opatrzył rany po szponach oznajmiając mi, że mogą pojawić się blizny, zbadał moje żebra stwierdzając, że dwa są złamane i na sam koniec oczywiście oczyścił rozwaloną wargę. I w ten sposób otrzymałem dwumiesięczne zwolnienie oraz trochę czasu do namysłu, ponieważ lekarz powiedział, że dostałem mocno w głowę i niektóre wspomnienia mogą mi się mieszać, i na pewno teraz mam nie składać zeznań, tylko mam wracać do domu i wypocząć. Dostałem środki przeciwbólowe, instrukcje odnośnie zmieniania opatrunków i zostałem puszczony. Nie do końca podobało mi się to, że mam dwa złamane żebra. Nie mam czasu leżeć dwa miesiące. Już zaraz ślub. Będę wiec musiał ostatnie przygotowania pilnować pod wpływem środków znieczulających. Cudownie po prostu.
Zostałem odprowadzony do rezydencji, i na odchodne strażnik poprosił o kontakt, jak już się będę lepiej czuł. Akurat jego słowami najmniej się przejmowałem. Teraz musiałem się dowiedzieć, gdzie jest Haru. I zdjąć z siebie te obrzydliwe rzeczy. I się umyć. I iść spać. Tak był plan na resztę tej nocy, i może jeszcze wcześniej wypiję te zioła na ból, bo jak ta adrenalina zeszła ze mnie, jest on nie do wytrzymania.
Tak jak podejrzewałem, Haru nie było w sypialni. A więc ten wilkołak to on... powoduje to pewne komplikacje, ale nic, z czym sobie nie poradzimy. Tylko muszę go znaleźć. Ale jak? Może być w tym momencie wszędzie. A jak strażnicy go dorwali? Poczułem, jak mój żołądek zaciska się w strachu przed tym scenariuszem. Muszę go znaleźć. Nie wiem, jak to zrobię, ale po prostu muszę. Tylko wezmę coś na ból, i w międzyczasie jak się zioła będą parzyć, to ja się umyję, i przebiorę, by nie cuchnąć kanałami. I pomyślę. Mam dużo rzeczy do przemyślenia.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz