poniedziałek, 20 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

Trochę zaskoczony zachowaniem Sorey zrobiłem to, co mi rozkazał, wytarłem jego brzuch, który ubrudziłem swoim nasieniem, zdejmując jego koszule, którą musiałem wyprać, by znów była czysta i pachnącą..
Z problemem jego koszuli poradziłem sobie bardzo szybko, porządnie wyparłem i wyprałem jego koszule, mogąc mu ją oddać.
- Proszę - Podałem mu koszule, zadowolony z tego, co zrobiłem, szkoda tylko, że tylko ja byłem zadowolony z tego faktu. Mój mąż nie wyglądał na zadowolonego, co go ugryzło? Nie wiem, ale zachowuje się trochę jak nie on.
- Schowaj ją - Rozkazał mi, czym znów mnie zaskoczył, od kiedy on się tak do mnie odzywa? Co ja mu takiego zrobiłem? Wciąż jest zły za to, że rozmawiałem z naszym sąsiadem? Przecież Ren nie zrobił niczego złego, tylko rozmawiał ze mną.
- Jak sobie życzysz - Zgodziłem się na odniesienie koszuli do sypialni ładne powiedzenie jej, po czym padłem na łóżko, trochę zmęczony ogrodem i seksem, którego się w ogóle nie spodziewałem, Sorey naprawdę zachował się dziś jak nie on, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
Leżałem tak kilka chwil, nim mój mąż pojawił się w pokoju, podchodząc do mnie, zmuszając mnie do wstania z łóżka.
- Nie wolno ci leżeć, masz pracę do wykonania - Stwierdził, zmuszając mnie do uklęknięcia przed nim. - Twoja kara się jeszcze nie skończyła - Gdy to powiedział, prychnąłem cicho. Wiedząc, czego ode mnie oczekuje.
Posłusznie zdjąłem jego spodnie, zabierając się za masaż jego przyjaciela, dając mu to, czego potrzebowały, starając się, aby było mu jak najlepiej, połykając wszystko to, czym mnie obdarował.
- Grzeczny chłopiec, mam nadzieję, że teraz będzie posłuszny, w innym wypadku mocno cię ukaram - Ostrzegł mnie, nim połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, nim opuścił sypialnie, pozostawiając mnie samego.
Nie pojmując, co się dzieje, oblizałem swoje wargi, kładąc na łóżko, musząc odpocząć, a że był już wieczór, to chyba nie było najmniejszego problemu.

Obudziłem się następnego dnia dosyć wcześniej, bardzo cicho wstając z łóżka, aby nie zbudzić Soreya.
Doprowadziłem się do porządku, umyłem całe ciało, wraz z włosami nie zapominając o twarzy i zębach.
Czując się bardzo dobrze, wysuszyłem swoje włosy, związałam je w kok, przebrałem ciało w czyste ubrania, mogąc opuścić łazienkę, kierując się do salonu, skąd mogłem oglądać mój piękny ogród..
Planując wyjść, dostrzegłem mojego męża, który to pojawił się przy mnie.
- Sorey, dlaczego nie śpisz? - Zapytałem, zdziwiony tym faktem, jak i jego spojrzeniem, które znów było jakieś dziwne, tak jakbym znów coś zrobił nie tak, a on wściekł się na mnie za to.
- A dlaczego ty nie leżysz ze mną? Kto pozwolił ci wstać z łóżka? - Syknął, chwytając mój podbródek, aby zbliżyć mnie do siebie.
- Hej puść mnie, nie leżę, bo nie chce leżeć, już się wyspałem, chcę pójść na dwór - Odpowiedziałem, z powodu czego Sorey od razu zerknął przez okno, zaciskając jeszcze mocniej swoje wargi..
- Chcesz wyjść na dwór tak? Masz ochotę na kolejne spotkanie się z naszym sąsiadem? Robisz mi na złość? - Gdy o tym mówił, zerknąłem przez okno, dopiero teraz dostrzegając Rena.
- Nie, ja tylko chce iść do ogrodu - Zapewniłem go, starając się go uspokoić.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz