Powoli się odprężyłem, czując jak cały stres, złość i przerażenie ze mnie schodzi.
Nie musiałem się już bać, co pozwoliło mi powoli wrócić do swojego poprzedniego wcielenia. Od razu poczułem potężną ulgę, której naprawdę potrzebowałem, szkoda tylko, że przez moją przemianę straciłem wszystkie ubrania, z powodu czego byłem taki, jakim mnie Bóg stworzył.
Podnosząc się powoli z ziemi, zerknąłem na mojego narzeczonego, który spokojnie spał, gdy ja podszedłem do jego rumak, zdejmując z niego wszystko to, co mogłem użyć do zakrycia mojego ciała.
Jak dobrze, że koń już mnie znał, gdyby nie to jeszcze bym od niego oberwał, a tego nie chciałem.
Wracając do mojego narzeczonego, delikatnie szturchnąłem go w ramię, chcąc, aby wybudził się ze snu, naturalnie było mi go szkoda, bo ewidentnie był zmęczony, ale sen tutaj spowoduje, że poczuje się jeszcze gorzej.
- Daisuke, hej obudź się - Zwróciłem się do niego cicho, nie chcąc go przestraszyć, już i tak widziałem w jego oczach strach, gdy dostrzegł mnie jako tego okropnego potwora.
- Haru? - Odezwał się zmęczony, przecierając dłonią swoje zmęczone oczy - Znów jesteś sobą - Dodał, powoli wstając, podnosząc się z ziemi, z czym mu pomogłem, widząc, jak bardzo boli go całe ciało.
- Tak, jestem sobą - Zgodziłem się, poprawiając to, co miałem na sobie.
- Jesteś nagi i te siniaki skąd one się wzięły? - Za bardzo się o mnie martwił, zdecydowanie bardziej powinien skupić się na sobie, to on został uprowadzony i poturbowany przez tych mężczyzn, a do tego prawie wykorzystany, nie o mnie powinien się martwić.
- Tym się nie przejmuj, to nic takiego - Machnąłem na to ręką, przyglądając mu się uważnie. Czułem, że coś było nie tak, był strasznie blady i to bledszy niż zazwyczaj i trzymał dłoń na żebrach, tak jakby coś się mu z nimi stało.
Mój narzeczony westchnął cicho, krzywiąc się odrobinę.
Widząc, że się męczył, pomogłem mu dostać się do konia, na którego wsiadł. Chcąc, abym i ja to uczynił.
Nie zrobiłem tego, mimo że mogłem, chcąc iść na własnych nogach. Musiałem się ocknąć a żeby tak się stało, musiałem dostać się do domu o własnych siłach.
W milczeniu dostaliśmy się do rezydencji i przyznam, że dopiero tutaj poczułem się znacznie lepiej, mogłem pomóc mojemu narzeczonemu dostać się do sypialni, zmartwiony tym jak się czuje.
- Na pewno wszystko w porządku? - Zapytałem, przeglądając mu się, zmartwiony tym jak ciężko się poruszał.
- Tak, mną się nie przejmuj, zaraz przestanie boleć, tylko muszę wziąć leki - Zapewnił mnie, uśmiechając się przy tym łagodnie, sycząc z bólu, chwytając się za żebra, a więc jednak coś się z nimi stało, dlaczego więc mi o tym nie powiedział? Mam tylko nadzieję, że to nie moja wina.
- Mam ci coś podać jakoś pomóc? - Zapytałem, od razu chcąc mu pomóc, strasznie się o niego martwią.
- Nie, mną się w tej chwili nie przejmuj, zaraz się sobą zajmę, a ty idź się umyj. Wybacz, że to powiem, ale śmierdzisz psem, a gdy wrócisz, zastanowimy się co robić z tobą dalej - Zarządził, czy nie chciałem, a nawet nie miałem siły się kłócić, mając tylko nadzieję, że zaraz poczuje się lepiej po ziołach, które zażyje.
- W porządku - Zgodziłem się, idąc do łazienki, gdzie musiałem porządnie się wykąpać, aby zmyć z siebie smród kanałów i psiego zapachu, który wciąż się za mną unosił.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz