Przyznać musiałem, że trochę mnie tym zaskoczył, nigdy nie zastanawiałem się nad tym, kim byli moi rodzice lub ich rodzice, miałem babcię, wiedziałem, że mój tata kiedyś zginął w wojnie, a o mamie niewiele babcia chciała mi mówić, a więc zapewne nie przepadała za nią, dlatego nigdy nie pytałem. Po czasie nawet przestając się nad tym, zastanawiać, po co ruszać coś, co już niczego nie zmieni, nie rozdrapuje się starych ran, bo będą bolały, a ja już nie chcę się nad tym zastanawiać.
- Nie chcę niczego się o nich dowiadywać - Stwierdziłem, mówiąc naprawdę poważnie, u mnie to niczego nie zmieni i doskonale jestem tego świadom.
- Dlaczego? Nie interesuje cię, kim byli? Co w życiu swoim robili. Dlaczego jesteś taki, a nie inny. Nie chcesz się niczego o nich dowiedzieć? - Ciekawe czy pytały dlatego, że faktycznie chce, abym czego się o niej dowiedział. Czy dlatego, że da mu to odpowiedzi, dlaczego jestem taki, dla niego inny, chory lub sam nie wiem, chcę znaleźć we mnie jakieś wady? Zna je i więcej poznawać nie musi.
- Nie, nie chcę, to ty chcesz wiedzieć, bo uważasz, że jestem chory, zapewne sądzisz, że jeśli się dowiesz, jak mieli na imię, to uda ci się rozszyfrować to, dlaczego jestem taki gorący i tylko dlatego jest ci to potrzebne, ale mi nie, nie chce wiedzieć, bo to i tak niczego nie zmieni - Wyjaśniłem, czym zaskoczyłem mojego narzeczonego, który chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, no cóż, ja nie zdradzę mu tego, bo w końcu miał zająć się pracą, a nie tym jak na imię mieli moi rodzice i skąd pochodzę.
- To nie tak, chciałbym oczywiście dowiedzieć się, jacy byli twoi rodzice, aby dowiedzieć się, czy przypadkiem nie chorujesz na coś genetycznego, ale chciałbym, również, abyś się czegoś o nich dowiedział, to chyba nic złego prawda? - Stwierdził, nie potrafiąc odpuścić sobie tego tematu. Czekając, aż podam mu dane moich rodziców.
- Nie, niczego ci nie podam, zajmijmy się pracą, ja tu zostanę, pilnując tych gości, a ty ruszaj do Ratusza, spotkamy się za trzy godziny w koszarach - Odpowiedziałem, Co oczywiście nie spodobało się mojemu narzeczonemu, a wszystko dlatego, że on miał na to zupełnie inny plan, cóż trudno, to już nie mój problem, ja już jasno określiłem, że nie podam mu żadnych danych, na temat moich rodziców, z czym musi się pogodzić.
Mój panicz westchnął ciężko, patrząc prosto w moje oczy z widocznym oburzeniem.
- Jak tam sobie chcesz pa - Burknął, niezadowolony zostawiając mnie tu samego.
Nie przejmując się jego obrazą, odwróciłem głowę w stronę budynku, skupiając się całkowicie na mojej pracy, która była. No cóż, bardzo nudna, mężczyźni nie opuszczali budynku, chyba wiedząc, że ich obserwuje, a może nikogo tam nie ma? Skoro stoję tu tak długo i nikt nie wychodzi to najwyższa pora wrócić do koszar, mam nadzieję, że chociaż mojemu narzeczonemu udało się coś odkryć.
Mając taką nadzieję, zerknąłem ostatni raz na budynek, tracąc już nadzieję na to, że ktokolwiek stąd wyjdzie. Ruszyłem w stronę koszar, licząc w tej sytuacji tylko na ukochanego.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz