czwartek, 9 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na każdy możliwy sposób... ależ ta moja Owieczka jest kochana. Przekochana. Gdyby nie ona to nie wiem, jakbym sobie w życiu poradził i jak ono by się dla mnie potoczyło. A jak dla niego by się potoczyło? Pewnie lepiej, niż ze mną, ale tego nigdy nie powiem już na głos bo wiem, że tego nie lubi, czego tak niezbyt rozumiem. W końcu, mówię tylko prawdę. Jestem aniołem, nie mogę kłamać, czyż nie? Tak to przecież u nas działa. 
– Więc jak cię poproszę, byś założył dla mnie coś ładnego wieczorem, to założysz? – zapytałem, bardzo chcąc położyć dłonie na jego biodrach, ale nie mogłem tego uczynić, bo rączki schowane miałem grzecznie pod kocykiem. 
– Do kolacji? – dopytał, uśmiechając się do mnie zadziornie. 
– Po kolacji. Nie chciałbym, by ktoś przypadkiem zajrzał nam w okno i później stwierdził, że cię zdradzam z jakąś paskudną babą. A i jeszcze strój się może poplamić... lepiej nie ryzykować – wyjaśniłem, przypominając mu sytuację z naszą sąsiadką, która dalej obok nas mieszka. I wygląda na to, że wcale się nie wybiera na tamten świat. Niesamowite, że tak wspaniali ludzie, jak Alisha muszą odchodzić tak wcześnie, no ale taka wredna, stara baba, co dalej ma manię podglądania nas, ciągle jest. I nie chce odpuścić. Czasem życie wydaje się być naprawdę niesprawiedliwe. 
– Skoro tego sobie mój mąż życzy, to tak uczynię – zaśmiał się i położył głowę na mojej klatce piersiowej, patrząc w okno. 
– Wiesz, że możesz tam wyjść na zewnątrz? Nie musisz tu tkwić ze mną – dodałem, zauważając tęskne, a przynajmniej takie mi się wydawało, spojrzenie. Przecież jeżeli mu brakuje wody, to może wyjść. Nawet musi wyjść. Jeżeli mnie kiedykolwiek brakuje ognia, to mnie natychmiast wysyła do świątyni, wręcz mnie zmusza, bym tam szedł mimo, że ja nie mam na to ochoty. Znaczy się, ochotę mam, tylko nie chcę go opuszczać. Samemu to tam tak się trochę nudno siedzi. Poza tym, że mi jest tak fajnie ciepło, to żadna z tego przyjemność. Przyjemność to ja mam, kiedy mój Miki jest bliziutko. I nic nas od siebie nie rozdziela, nie to co ten koc teraz. 
– Ale ja chcę. Zresztą, już ci mówiłem, że deszczem się zadowolę potem, jak będę szedł na zakupy – przypomniał mi. 
– A jak później nie będzie padać? Lepiej korzystać już teraz – dalej próbowałem go przekonać nie chcąc, by tutaj czuł się źle. 
– Nie przestanie. I uprzedzając twoje pytanie, jestem Serafinem wody, wiem, kiedy będzie padać i kiedy przestanie. I dzisiaj cały dzień tak będzie – wyznał, na co westchnąłem cicho. 
– No dobrze, ale jak będziesz odczuwał taką potrzebę... – zacząłem, a Mikleo połączył nasze usta w delikatnym pocałunku, by mnie chyba uciszyć. No ale co ja poradzę, że się o niego martwiłem? Wszystko, czego chcę, to jego dobra. A tu na pewno nie ma dobrze, bo się ogień pali w kominku, powietrze suche jest, no i ja pewnie strasznie gorący jestem, tak więc nie ma tu niczego, co dałoby mu ulgę. Czemu więc chce tu siedzieć, nie mam pojęcia. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz