Nie mogliśmy odejść stąd bez niczego. To byłoby równoważne z porażką, a ja porażek nie lubię i nie toleruję. Wejść tam we dwójkę też nie możemy, bo gdyby mała łapówka nie przeszła, to z kolei równoważne byłoby ze śmiercią, a coś tak wydaje mi się, że żadnemu z nas się umierać nie spieszy. Gdybyśmy wiedzieli tylko, ilu jest tam ludzi faktycznie groźnych i jak wygląda teren, moglibyśmy przyjść z posiłkami. Wniosek nasuwa się tylko jeden.
– Powinniśmy tam się jakoś zakraść i zebrać najwięcej informacji, jak się da – odparłem, obchodząc spokojnie budynek. Musi tu być jakieś wejście, o którym nie wiedzą, albo na które nie zwrócili uwagi, bo wydaje im się niepozorne. Jak na przykład tamto okienko, wydające się całkiem wysoko, ale gdyby tak Haru mnie podsadził, dosięgnąłbym do niego.
– Gdyby to było takie proste – wyznał, ciężko wzdychając.
– Może być. Podsadź mnie, może uda mi się chociaż określić, ilu ich tam jest – poleciłem, patrząc wyczekująco na Haru.
Narzeczony spojrzał na mnie niepewnie, ale finalnie zrobił to, o co go poprosiłem. Ukucnął, bym ja mógł wejść na jego barki, a kiedy wstał, zajrzałem do środka.
– Nikogo tam nie ma. Tylko jakieś skrzynie – odezwałem się po chwili rozglądania się.
– Ale jesteś pewien? Przecież tylu ich tam wchodziło...
– Gdyby tam byli, to bym ich zauważył, nie jestem ślepy. Muszą siedzieć w piwnicy, innego wyjścia – odparłem, już chcąc zejść z jego ramion.
Ostrożnie weszliśmy do środka, zachowując ostrożność oraz maksymalną ciszę. Sprawdziliśmy dokładnie skrzynie, w których nic oczywiście nie było, znaleźliśmy przejście niżej, które było zablokowane od strony wewnętrznej, także nic tu po nas. Mogliśmy czekać, aż stąd wyjdą, co było mało prawdopodobne, jeżeli nas usłyszeli. Mogą mieć w końcu inną drogę wyjścia, i z niej skorzystać, a to wejście odblokować dopiero, jak zrobi się bezpiecznie.
– Powinniśmy zajrzeć do ratusza – wyznałem, kiedy opuściliśmy budynek.
– A nie powinniśmy ich teraz pilnować w razie, gdyby wyszli? – spytał, nad czym się zastanowiłem. Jak dla mnie opcja tego, że stąd wyjdą, była nikła, ale nie nieprawdopodobna. To trzeba przemyśleć...
– Chciałem zobaczyć mapę oraz kanałów by sprawdzić, czy się pokrywają. Też mogę sprawdzić, czy przy miejscach, w których zgłoszono najwięcej przypadków kradzieży, nie ma żadnego wejścia do kanałów. Skoro zachowują się jak szczury, mogą i korzystać z ich dróg, nie zdziwiłbym się – wyjaśniłem mu swój tok rozumowania, trochę zapominając, że jego myślenie trochę inaczej przebiega, niż to moje.
– To nie takie głupie. Ty byś poszedł do ratusza i to sprawdził, a ja pilnowałbym tutaj – wyznał, na co pokiwałem powoli głową.
– I spotkalibyśmy się później w koszarach. Świetnie. To jeszcze przy okazji możesz mi podać, jak się nazywali twoi rodzice – dodałem, na co zrobił duże oczy.
– A to po co ci? – spytał, trochę nie łapiąc.
– Jak to po co? Jeżeli będę miał chwilę, to trochę o nich poszukam. Medyk ci powiedział, że ta twoja temperatura może pochodzić od rodziny, więc może uda mi się przy okazji czegoś o nich dowiedzieć – wyjaśniłem, przyglądając się mu wyczekująco.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz