Czy ja czegoś potrzebowałem? Nie, to znaczy tak, potrzebowałem mojego narzeczonego, do którego chciałem się przytulić.
- Chodź do mnie - Poprosiłem, patrząc mu w oczy tym swoim błagalnym spojrzeniem, które było w stanie powiedzieć mu więcej niż moje biedne zdarte gardło.
- Jestem tu przy tobie i zawsze będę - Chyba nie do końca zrozumiał, co od niego chciałem, stojąc przy mnie z uśmiechem na ustach.
Nie mając siły mówić, chwyciłem jego dłoń, ciągnąć go na kanapę, co ułatwiło mi, wstanie z kanapy i delikatne posadzenie swojego tyłka na jego nogach, co było dosyć bolesne, ale bardzo warte tego, co robiliśmy przez dwa dni w łóżku, już dawno nie mieliśmy tak wiele czasu dla siebie, bez obecności dzieci, które bezpiecznie spędzają czas u dziadka.
- Potrzebuje tylko ciebie - Wyszeptałem, poprawiając Psotkę, która cały czas spala na moich kolanach.
Sorey uśmiechnął się łagodnie, przytulając mnie trochę mocniej do siebie, całując ponownie w czoło, głaszcząc Psotkę, która merdała wesoło ogonkiem, nie specjalnie mając ochotę na ruszanie się z moich kolan.
- Nie chciałbyś może położyć się do łóżka? Tam będzie ci znacznie wygodniej - Zaproponował mi, głaszcząc mnie po plecach, poprawiając koc, którym mnie okrył.
- Mogę, pod warunkiem, że położysz się ze mną - Wyszeptałem, nie będąc w stanie mówić już głośniej. Cud, że jeszcze w ogóle potrafiłem mówić.
- Oczywiście, położę się z tobą, a nawet zaniosę moją małą księżniczkę do sypialni - Mój mąż jak zawsze świetnie się bawił, nazywając mnie księżniczką, tym bardziej, teraz gdy nie mam siły z nim dyskutować.
Przewróciłem oczami, mocniej przytulając się do niego, gdy wziął mnie na ręce, dbając o to, abym nie spadł, a i ja próbowałem, aby piesek nie spadł z moich rąk.
Sorey położył mnie na łóżku, chcąc zabrać suczkę ode mnie, aby położyć ją na ziemię.
- Zostaw - Poprosiłem, nie pozwalając zabrać mu suczki, która była taka ciepła i mięciutka.
- Naprawdę? Czyżbyś jednak polubił Psotkę? Jeszcze wczoraj kazałeś mi trzymać ją z dala od siebie a dzisiaj. No proszę - Mój mąż jak zawsze potrafił być złośliwy, zresztą tak jak i ja, więc nie mogę mieć do niego o to pretensji.
- Bądź cicho - Burknąłem, patrząc mu prosto w oczy, z widocznym niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
Sorey oczywiście dalej uśmiechał się do mnie złośliwie, ale już nic więcej nie mówił, na jego szczycie kładąc się obok mnie na łóżku, przytulając do siebie.
- Myślisz, że dziadek ma już dość naszych dzieci? - Usłyszałem głos męża, który ewidentnie nie potrafił spać, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Dziadek? Przeżyłam z dziadkiem wiele chwil - Przerwałem na chwilę, masując swoje gardło. - Cięższych i tych troszeczkę łatwiejszych i na pewno dziadek nie będzie miał ich dość, za to oni będą mieli dość dziadka - Zapewniłem, cicho pokazując z powodu narastającej suchości gardła.
- Przynieść ci coś do picia? - Zapobiegał, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- Tak.. Poproszę... gorącej.. herbaty - Poprosiłem, robiąc sobie przerwę co każda wypowiedziane słowo.
- Oczywiście owieczko, chcesz coś jeszcze? - W odpowiedzi pokręciłem tylko głową, nie chcąc już nadwyrężać gardła, które i tak strasznie mnie bolało.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz