Nie za bardzo byłem pewien, co mnie obudziło; czy może to był smród powodujący pieczenie oczu oraz chęć zwymiotowania, czy może też ból tylu głowy czy dziwnie wykręconych do tyłu rąk. Kiedy wracałem wczoraj wieczorem do domu, chciałem sobie skrócić drogę, bo było już bardzo późno, i trochę skupiony na tym, czego się dowiedziałem, zapomniałem zachować czujność. Zresztą, dzięki ostatnim działaniom straży na ulicach było bezpiecznie, i cóż, najwidoczniej się pomyliłem. Powoli otworzyłem oczy, rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu. Małe, zagracone, śmierdzące, gdzieś tam słyszałem płynącą wodę... kanały. Tak chciałem ich uniknąć, a finalnie i tak się w nich znalazłem. Zresztą, nie tylko wodę słyszałem, ale i czyjąś rozmowę. Wytężyłem słuch, by dowiedzieć się, co się dzieje; kto mnie porwał, i po co. Trzy męskie głosy kłóciły się o to, co ze mną zrobić. Z tego co zrozumiałem, to należeli do szajki złodziei, którą ścigamy, rozpoznali mnie jako jednego ze strażników i postanowili skorzystać z okazji. I teraz zastanawiają się, co ze mną zrobić, by im się to opłacało. Jeden z głosów chciał mnie sprzedać jakiemuś przemytnikowi, by ten mnie wywiózł za morze i tam sprzedał do burdelu, bo mam przyjemną buźkę, więc ze sprzedażą nie byłoby żadnego problemu. Drugi był święcie przekonany, że muszę pochodzić z bogatego domu ze względu na mój strój, i że dobrze byłoby wyciągnąć od tej mojej rodziny jak najwięcej, a następnie gdzieś związanego porzucić w jakimś rowie i uciec. Argumentem przeciw było to, że gdybym należał do bogatej rodziny, to bym nie pracował w straży, a ten strój z łapówek sobie zakupiłem. Trzeci głos to w ogóle stwierdził, że najlepiej byłoby mi poderżnąć gardło, ale na szczęście chęć wzbogacenia się tamtych dwóch była silniejsza. I coraz bardziej dochodzili do wniosku, że najlepiej będzie mnie za kilka dni sprzedać przemytnikowi.
Skupiłem się na tym, co się dzieje wokół mnie. Usta miałem zakneblowane jakąś szmatą, tak więc o pomoc krzyczeć nie mogę. Ręce, na moje szczęście i nieszczęście, były związane dobrze; na tyle mocno, bym się nie wydostał, i na tyle słabo, bym nie stracił czucia w rękach. Jednak był to sznur, zatem mogę go jakoś przeciąć, trzeć o jakąś ostrzejszą krawędź. Ściana nie była równa, zatem na pewno zaraz coś bym znalazł, no ale gdybym się uwolnił... to co? Nie wiem, czy znajdę coś, co posłuży mi za broń. Nie wiem, ilu ich tam jest. Nie wiem, gdzie jestem. Gdyby te drzwi na chwilę się otworzyły, może bym coś mógł wymyśleć coś względnie bezpiecznego, bo nie chciałbym skończyć w martwy w rowie. W teorii mam kilka dni, nim mnie sprzedadzą. Przez ten czas na coś wpadnę. Nie zawaham się wykorzystać okazji, jeżeli tylko takowa się nadarzy. Jeszcze może moi koledzy strażnicy przypadkiem tutaj wpadną, bo mają się po kanałach rozejrzeć przecież, także jakieś opcje mam. A jak już się wydostanę, to od razu kąpiel. Porządna. Długa. A to, co mam na sobie, najlepiej spalić.
W końcu drzwi otworzyły się. Zauważyłem, że tamta dwójka gdzieś znikła. Z końcówki rozmowy zrozumiałem, że będzie mnie pilnował tylko jeden typ, i to najwidoczniej ten, który wchodzi. Jeden facet. Z nim dam sobie radę. I nie będę musiał czekać na ratunek. Z tego też powodu zacząłem niezauważalnie trzeć linami o nierówną krawędź, jaką miałem za plecami. Nie muszę przecież całkowicie go przecinać, tylko do tego momentu, bym go mógł przerwać za pomocą własnej siły. Nie spuszczałem mężczyzny z wzroku, zachowując spokój. Panika nic mi nie da.
Facet także mnie obserwował przez chwilę, a jego wzrok był jakiś taki... dziwny. Lubieżny. Nie podobało mi się to. Spiąłem więc wszystkie mięśnie, by w razie czego zareagować tak szybko, jak tylko mogę.
- Ktokolwiek cię wykupi, będzie szczęściarzem – zaczął nagle, podchodząc do mnie. Zmrużyłem niebezpiecznie oczy obserwując, co robi. Mężczyzna podszedł do mnie, zdjął z moich ust knebel i uklęknął, przesuwając kciukiem po moich ustach. Od razu poczułem, jak serce z przerażenia zaczyna mi szybciej bić. Nie może to być powtórka z Kaito. – A ja będę szczęściarzem, bo skosztuję cię przed nimi. Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu skosztuję twoich ust. Wydają się być idealne do obciągania – usłyszawszy to, wepchnął kciuk do moich ust, dlatego więc od razu go ugryzłem. Poczułem na języku metaliczny posmak krwi, i gdybym coś zjadł przed wyjściem, teraz to znalazłoby swoje ujście na ubraniach tego mężczyzny.
Facet od razu odsunął się ode mnie, krzycząc z bólu, dzięki czemu mogłem wypluć krew tylko po to, by zaraz ponownie poczuć krew, ale tym razem swoją, bo mężczyzna uderzył mnie w twarz z pięści, chyba rozwalając mi dolną wargę. Na dokładkę jeszcze kopnął mnie w brzuch, chyba robiąc coś z moją dolną parą żeber, bo nie dość, że bolało strasznie, to wydawało mi się, że usłyszałem chrupnięcie... oby jednak mi się zdawało, bo nie mam czasu na zrośnięcie się żeber. Zwinąłem się z bólu, życząc mojemu oprawcy w myślach wszystkiego, co najgorsze. Jak tylko się stąd wydostanę dopilnuję, by żałował wszystkiego, co uczynił.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz