Przyznam, nie za bardzo rozumiałem, dlaczego mój narzeczony tak źle się czuł. Przecież nie robił niczego złego... znaczy, w sumie to szpiegował, co raczej nie jest niczym dobrym, ale skoro ludzie dobrze mówią o królu, to chyba nie ma się czym przejmować. Gdyby mówili o nim źle, na pewno nie byłby zadowolony i jego gniew odbiłby się właśnie na tych ludziach. Chociaż, może to było coś, czego nie rozumiałem? Może nie jestem tak bardzo zacofany, jak dwa lata temu, ale nadal jest jeszcze wiele rzeczy, których muszę się nauczyć.
Podszedłem do niego, usiadłem na jego kolanach i położyłem dłonie na jego policzkach, uśmiechając się do niego ciepło. Był smutny, czyli w moich kompetencjach leżało to, by go pocieszyć. Jakbym byłbym narzeczonym, gdyby nie udało mi się wywołać chociażby delikatnego uśmiechu na jego twarzy.
- Nie robisz przecież nic złego – zauważyłem, gładząc go po policzku.
- Wyciągam informacje od niewinnych ludzi, to raczej jest coś złego – odparł, wtulając się w moją dłoń.
- Ale nie poddajesz ich torturom i do niczego nie zmuszasz. Jedynie zachęcasz ich do rozmowy, więc to nie jest takie złe – wyjaśniłem, opierając swoje czoło o to należące do niego. – Nie robisz żadnej krzywdy. Za bardzo się wszystkim przejmujesz i zabierasz mi tym robotę.
Moje zadanie zostało wypełnione, przynajmniej w małym stopniu. Wargi mojego ukochanego uniosły się w delikatnym, może nieśmiałym uśmiechu. Niewiele, ale zawsze coś, jeszcze dopilnuję, by poczuł się lepiej.
- Więc skoro już wróciłeś, to może się ubiorę i zejdziemy na dół na śniadanie – powiedziałem, po czym ucałowałem go w nos. Co jak co, ale jednak troszkę głodny byłem. Odkąd tylko do niego wróciłem, ciągle bym tylko jadł i jadł, to chyba nie wróży o mnie najlepiej. Powinienem się odrobinkę opanować, nie mogłem za bardzo przytyć do ślubu.
- A ja mam jeszcze lepszy pomysł. Ubierz się i wychodzimy na miasto, tam są jakieś knajpki i jestem pewien, że tam jedzenie będzie zdecydowanie lepsze niż tu – zaproponował, uśmiechając się jeszcze szczerzej i wślizgując jedną ze swoich dłoni pod koszulę, którą miałem na sobie.
- Ten wczorajszy obiad wcale nie był taki zły – mimowolnie obroniłem gospodarza, który przygotował dla nas wczoraj posiłek. Faktycznie, najlepszy to on nie był, ale też nie był najgorszy. Mój żołądek to przyjął, więc było całkiem stabilnie.
- Wolałbym, abyś to ty mi gotował, twoje posiłki są najlepsze – wymruczał, całując mnie w linię żuchwy.
- Przesadzasz, moje posiłki nie są najlepsze, są po prostu znośne – od razu zaoponowałem czując, że zdecydowanie za bardzo wychwala moją kuchnię.
- Jedno z nas przesadza i zapewniam cię, że nie jestem to ja – po tym zdaniu wiedziałem, że nie mam po co dalej prowadzić z nim tej rozmowy, ponieważ ona donikąd nie prowadzi. Ja będę zaprzeczał jego słowom, on moim i w ten sposób ta rozmowa będzie trwać do późnych godzin. Tylko czemu to zawsze ja musiałem przerywać tę dyskusję...? Przez to zawsze wychodziło na jego, a to nie była do końca prawda.
- W takim razie pójdę się przebrać – powiedziałem, schodząc z jego kolan.
Jako, że umyłem się wcześniej, jak Taiki’ego nie było w pokoju, teraz wystarczyło jedynie, że przemyję twarz, poprawię te swoje głupie włosy i ubiorę się. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo jakieś piętnaście minut. Pewnie gdyby nie te moje włosy, zeszłoby mi dużo szybciej. Ciekawe, jak długo będę je układać, kiedy będę się szykować na ceremonię... stresuję się już na samą myśl. Co, jeżeli przeze nie się spóźnię? Spóźnić się na swój własny ślub.... tak, to jest coś, co mógłbym zrobić tylko i wyłącznie ja. I to nie jest pocieszająca myśl.
- Jestem gotowy – odezwałem się, kiedy wyszedłem już z łazienki.
- Wiesz, dzisiaj jest całkiem ciepło, możesz zdjąć ten golf i założyć coś lekkiego – poinformował mnie Taiki, przyglądając mi się uważnie.
- Chyba jednak zaryzykuję, dla mnie nigdy nie jest za ciepło – odparłem, mimo wszystko nie ufając jego słowom. Dla niego mogło być ciepło, owszem, ale ja byłem zdecydowanie bardziej wrażliwszy na temperaturę, niż smok.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz