Wzrokiem odprowadziłem męża do drzwi, stojąc w bezruchu jeszcze kilka dłuższych chwil, nim zorientowałem się, że go już nie ma. Po naszej rozmowie naprawdę miałem niemałą zagwozdkę co zrobić by I mój mąż w te święta był szczęśliwy, ale nie dlatego, że szczęśliwy jestem ja, bo to nie ma najmniejszego sensu, to znaczy dla niego na pewno jakiś ma szkoda tylko, że ja go nie rozumiem.
Wzdychając ciężko, cały czas myśląc o naszej rozmowie, sprawdziłem czy aby w kuchni było na pewno czysto, gasząc w niej światło po upewnieniu się, że tak jest.
- Co robisz Yuki? - Widząc syna stojącego przy oknie, musiałem zwrócić na niego uwagę, aby zrozumieć, dlaczego tak uważnie wpatrując się w widok za oknem, coś tam było? A może martwił się o tatę i Emme, niepotrzebnie nic im przecież nie grozi, zresztą, gdyby nawet tak było, nasz pakt pozwoliłby mi to poczuć, a skoro nic nie czuję, nie ma się o co martwić.
- Czekam na tatę, chcę być pewny, że nie stało się nic ani jemu, ani Emmie - Wyznał, na chwilę odwracając głowę w moją stronę, by już po chwili znów wpatrując się w otoczenie znajdujące się za oknem..
- Skarbie tata sobie świetnie poradzi, a ty chyba powinieneś iść już spać. Widzę, że jesteś zmęczony - Podszedłem do dziecka, kładąc dłonie na jego ramionach.
- Nie jestem śpiący - Gdy to powiedział, w tym samym momencie ziewnął cicho, zakrywając dłonią usta.
- Właśnie widzę, chodź, umyjesz się, a w międzyczasie przyjdzie już tato co ty na to? - Chłopiec pokiwał głową, skłaniając się ku mojej propozycji, idąc grzecznie do łazienki, w tym czasie ja usiadłem na kanapie, wpatrując się w choinkę, która wyglądała cudownie, to znaczy w moich oczach była idealna i właśnie to uszczęśliwiało mnie najbardziej w tym wszystkim miałem tylko jeden problem, co zrobić, aby mój mąż również był szczęśliwy w te święta, niby chcę, bym to ja był szczęśliwy by i on szczęśliwy był, ale nie tak chyba powinno to wyglądać, szczęśliwy powinien być, bo uszczęśliwiają go święta, a nie dlatego, że ja jestem szczęśliwy.
Zamyślony nie zorientowałem się, nawet kiedy to do domu wrócił mój biedny zmarznięty mąż.
- Już jesteś - Zadowolony wstałem z kanapy, gdy tylko dostrzegłem męża, podchodząc do niego, by ucałować jego usta. - Mama Emmy była zła? - Dopytałem, tak z czystej ciekawości chcąc więcej, czy wszystko było w porządku, a mama Emmy niepotrzebnie się nie denerwowała.
- Nie, wręcz przeciwnie ucieszyła się, że jej córka była pod dobrą opieką - Wyznał, zdejmując kurtkę z ciała, ocierając o siebie ręce, by rozgrzać ciało.
- Herbata? - W odpowiedzi na moje pytanie Sorey kiwnął energicznie głową, co mi w zupełności wystarczyło, bym od razu skierował swoje kroki w stronę kuchni, przygotowując ciepły napój dla męża, który mimo wypicia go wciąż nie mógł się rozgrzać, z tego właśnie powodu wygoniłem go do bali, gdzie mógł się rozgrzać i nacieszyć ciszą i spokojem, to samo zrobiłem ja, gdy tylko znalazłem się w sypialni, gdzie przyjemnie żarzył się kominek, położyłem się do łóżka, czekając na męża, na którego koniec końców się nie doczekałem, zasypiając otulony miękkością i ciepełkiem wokół.
Czas do świąt upływał nam całkiem spokojnie, powoli przygotowywaliśmy się do świąt, dużo o nich rozmawiając, chcąc, aby te święta były naprawdę wyjątkowe, a rozmowa bardzo nam w tym może pomóc.
W wigilijny poranek wstałem jako pierwszy, aby przygotować ostatnie najważniejsze rzeczy na święta, na przykład schowałem pod choinką prezenty dla moich bliskich, dla syna przygotowałem w prezencie ładny świąteczny sweterek, gdy dla męża naszyjnik z symbolem Ying a dla siebie Yang, nic wielkiego, ale dla mnie miało wielkie znaczenie wiecznej miłości.
Zadowolony z przygotowanych i ułożonych prezentów zabrałem się za przygotowanie potraw świątecznych nim mój mąż i syn wstaną, trochę czasu zajmie mi krojenie dlatego im szybciej się za to zabiorę, tym lepiej, nie chcę w końcu spędzić całego dnia w kuchni, gdy czeka nas wspaniały świąteczny czas.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz