Kiedy otworzyłem oczy, nikogo przy mnie nie było. Czy Miki już wstał...? Nie za wcześnie na takie rzeczy przypadkiem? Mógłby chociaż raz na jakiś czas poleżeć ze mną dłużej. Przyjemnie było obudzić się u boku osoby, którą kocha się nad życie i móc patrzeć, jak śpi. Wygląda wtedy tak spokojnie i pięknie... Mógłbym tak na niego patrzeć godzinami.
Z niechęcią podniosłem się z łóżka, delikatnie trzęsąc się z zimna. Ogień w kominku już dawno wygasł, więc nic dziwnego, że jest zimno. Poprawiłem swoje włosy i jeszcze mocno zaspany zszedłem na dół. Zdecydowanie położyłbym się jeszcze na chwilę i gdyby tylko mój ukochany mąż leżał przy mnie, na pewno jeszcze na moment zamknąłbym oczy. Ale skoro jego nie ma, to nie ma sensu, i tak nie potrafiłbym bez niego zasnąć.
Szybko znalazłem mojego ukochanego w kuchni. W cudownie ciepłej i pachnącej kuchni. Moja mała owieczka właśnie gotowała, nucąc coś cicho pod nosem. Najwidoczniej był w bardzo dobrym humorze. To, co mnie dziwiło najbardziej to to, że jeszcze coś przygotowuje. Przecież wczoraj coś razem gotowaliśmy i myślałem, że to wystarczy. Będziemy przecież tylko my, a jadł głównie tylko ja. Podszedłem do niego i niewiele myśląc przytuliłem się do jego pleców, wtulając nos w jego włosy, które tak cudownie pachniały.
- Czemu nie zastałem cię dzisiaj w łóżku? – spytałem, całując go w kark.
- Bo ktoś musi przygotować dla was jedzenie – odpowiedział, a ja wyczułem, jak uśmiecha się delikatnie.
- Mogliśmy razem zacząć ten dzień. I byłoby jeszcze bardziej przyjemnie – wymruczałem mu do ucha, wsuwając swoje ręce pod jego koszulę. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc Yuki na pewno jeszcze śpi i będzie jeszcze długo spał, możemy więc skorzystać z wolnej chwili...
Zaraz jednak poczułem, jak Mikleo uderza mnie po dłoniach. Chyba jednak nie skorzystamy. Posłusznie wycofałem ręce, chociaż nie byłem z tego za bardzo zadowolony. Ten poranek mógłby być jeszcze lepszy, czemu Miki musi mnie tak karać?
- Skoro masz tak dużo energii, to możesz się ubrać i trochę mi pomóc. Jest wiele rzeczy do ogarnięcia do wigilii.
Wigilia... na moment zamarłem. To już dzisiaj...? Ale że już? Tak szybko? Byłem przekonany, że to dopiero jutro. Ostatnio kompletnie tracę poczucie czasu. W takim razie kompletnie się nie dziwię, że Miki wstał tak wcześnie, ale nadal uważam, że mimo wszystko powinien mnie obudzić, bym mógł mu pomagać już od samego rana. Mój boże, ja naprawdę jestem beznadziejny. Chciałem zapewnić mojemu mężowi jak najlepsze święta, a tymczasem o mało o nich nie zapomniałem. Znaczy, w sumie to zapomniałem. Tytuł najbardziej zidiociałego męża roku powinien należeć do mnie, zdecydowanie.
- Zapomniałeś? – spytał, a w jego głosie wyczułem rozbawienie. Tyle dobrego, że go to bawi, a nie jest na mnie zły. Ostatnie, czego teraz chciałem, to aby się przeze mnie zdenerwował.
- Nie. Daj mi moment, ogarnę się i wrócę ci pomóc – powiedziałem wymijająco, całując go w policzek. Ja wiedziałem, że on wiedział, ale dalej wolałem grać głupa. W końcu, w tym jestem najlepszy i nikt mi tego nie może odmówić.
Wróciłem na chwilę do pokoju, by się przebrać, ogarnąć włosy i zanieść na dół prezenty. Nie przygotowałem nic wielkiego w tym roku z bardzo prostego powodu; nie miałem za bardzo pomysłu na prezenty, przynajmniej dla mojego męża. Inspirując się naszą rozmową o tym, że Mikleo ma bardzo mało ubrań, kupiłem mu skromny komplecik, białą koszulę z niebieskimi zdobieniami oraz równie białe spodnie. A Yuki’emu sprezentowałem ceremonialny miecz, czyli taki sam, jakim ja posługiwałem się, kiedy byłem w jego wieku, więc krzywdy sobie nie zrobi. Jak ja byłem głupkiem i krzywdy sobie czymś takim nie zrobiłem. Robiłem sobie krzywdę na inne sposoby. Dlaczego ja jeszcze żyję... ano tak, Miki zawsze przy mnie był i pilnował, bym przeżył.
- Ten miecz to dla kogo niby jest? – słysząc głos Mikleo, który nie był za bardzo zadowolony, zatrzymałem się w półkroku w drodze do choinki.
- Dla Yuki’ego, oczywiście – powiedziałem szczerze, nie widząc powodu, dlaczego miałbym kłamać.
- Chcesz dać dziecku miecz? – po tonie jego głosu wywnioskowałem, że nie podobał mu się ten pomysł.
- To nie jest taki normalny miecz, tylko ceremonialny, dokładnie ten sam, którego ja używałem, kiedy byliśmy dziećmi. Jest tępy i najwyżej, co może zrobić inny, to nabić kilka siniaków. I jak się bardzo postara, to może jeszcze wydłubać oko, ale skoro mnie to się nie zdarzyło, to jemu tym bardziej – wyjaśniłem, chcąc go uspokoić. Muszę przyznać, nie za bardzo rozumiałem jego obaw. To dosłownie był miecz, który miał jedynie ładnie wyglądać, a nie służyć do zabijania ludzi. Idealny do nauki, a Yuki wydaje się być odrobinkę tym zainteresowany. Moglibyśmy także uczyć się razem walczyć; ja mógłbym w końcu wyćwiczyć lewą rękę, by w jakikolwiek sposób bronić mojej rodziny. Tak czy inaczej, prezent idealny. – Nie przejmuj się prezentem dla Yuki’ego, tylko powiedz mi, w czym mam ci jeszcze pomóc – powiedziałem, odkładając prezenty na ich miejsce. Do ich rozdania jeszcze trochę czasu, a tymczasem musimy przygotować wszystko do wigilii, nie mógłbym zostawić wszystko na barkach mojego ukochanego anioła.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz