Widząc przez okno, jak brzydko i przygnębiająco było na zewnątrz, najchętniej wróciłbym do łóżka, ale to nie było możliwe. Ja wiem, że to była naprawdę wczesna wiosna i do takich naprawdę ciepłych dni jest jeszcze bardzo daleko, ale czy z dnia na dzień nie powinno się robić coraz to cieplej? Wczoraj było ładne słoneczko i pomimo tego było nieprzyjemnie zimno, więc jaka temperatura musi panować dzisiaj, kiedy jest pochmurnie? Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Nawet mi nie przypominaj – bąknąłem, siadając przy stole i biorąc w dłonie cieplutką herbatkę. – Długą drogę mamy do przebycia? – spytałem, patrząc na niego z uwagą. Taiki wyglądał na bardzo... żywego. I zadowolonego. Też chciałbym mieć jego energię.
- Późnym popołudniem powinniśmy dotrzeć – słysząc jego odpowiedź poczułem, jak robi mi się zimniej. Miałem nadzieję, że jednak się mylił i dzisiaj nie będzie padać, albo będzie padać tak odrobinkę. – Będzie dobrze, skarbie. Nim się zorientujesz, będziemy na miejscu – zapewnił mnie, uśmiechając się do mnie ciepło. Odwzajemniłem jego uśmiech, po czym zabrałem się za jedzenie. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej dotrzemy, a na tym bardzo mi zależało.
Szybko zjedliśmy śniadanie i zaczęliśmy się ubierać. Przed wyjściem pożegnaliśmy się z Vivi oraz Łatką, które nie za bardzo były zadowolone z tego, że wychodziliśmy bez nich. A zwłaszcza Vivi, która widząc pakunki była jeszcze bardziej zaniepokojona niż zazwyczaj. Chyba podejrzewała, że znikamy na znacznie dłużej niż kilka godzin, a po moim ostatnim nagłym zniknięciu stała się ostatnio jeszcze bardziej podejrzliwa. Troszkę współczułem pani Kato, że będzie musiała znosić małe dziecko, małego szczeniaczka, poddenerwowaną lisicę i do tego wszystkiego jeszcze zapewne zazdrosnego psa. Na pewno to dobry pomysł, byśmy zostawili jego ciocię samą...? To całkiem dużo obowiązków, a pani Kato będzie sama. No znaczy, nie do końca sama, w końcu będzie jeszcze tu Shingo, ale i on przecież pracuje i rzadko bywa w domu.
- Pani Kato na pewno sobie da radę sama? – spytałem, kiedy wyszliśmy na ten brzydki i zimny dwór. Pomimo tego, że nie padało, założyłem kaptur płaszcza na głowę mając nadzieję, że dzięki temu będzie mi cieplej. Czemu nie mogłem zapaść w sen zimowy jak niedźwiedzie...? Takie misie dopiero miały fajnie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Swoją drogą, dlaczego nadal mówisz na moją ciocię per „pani”? Obraziłaby się, gdyby to usłyszała – odparł, splatając nasze palce. Zauważyłem, że jego dłoń była cieplejsza od mojej, co nie było zbyt częstym zjawiskiem.
- Mówię tak, ponieważ jestem kulturalny i bardzo niegrzecznym byłoby z mojej strony, gdybym zwrócił się do niej po imieniu – wyjaśniłem, nie za bardzo rozumiejąc jego pytania. Taiki na pewno wiedział, że tego wymaga kultura, w końcu on jest bardziej obyty w kontaktach z ludźmi ode mnie.
- Już niedługo oficjalnie będziesz należeć do mojej rodziny, więc takie zwroty grzecznościowe możesz sobie odpuścić. Na pewno jej się zrobi miło, jak powiesz do niej ciociu – odpowiedział, czym sprawił mi lekką zagwozdkę.
- Ale to jest twoja ciocia, nie moja. Czemu miałbym zwracać się do niej ciociu? – spytałem, nie rozumiejąc tego.
- No bo to będzie także twoja rodzina – zwrócił się do mnie tak, jak do małego dziecka. No tak, pewnie dla innych było to całkowicie zrozumiałe i normalne, tylko ja byłem taki głupi i tego nie rozumiałem.
- Więc skoro będę mógł mówić do twojej cioci ciociu, to ty będziesz mógł mówić do mojej mamy mamo...? To głupie – podsumowałem, marszcząc brwi.
- Jak już mówiłem, można tak mówić, ale nie trzeba – powiedział, lekko rozbawiony. Jest tyle rzeczy, których chyba nigdy nie zrozumiem.
Jak wcześniej powiedział Taiki, droga do tego miasta zajęła nam większość dnia. I niestety, deszcz faktycznie spadł, i to jeszcze godzinę przed drogi do miasta. Porządnie zmoknięci i może odrobinkę – z czego ja bardzo – przemarznięci weszliśmy do gospody. Zdecydowanie jak podróżować to tylko w jakieś cieplejsze pory roku, bo teraz jedyne, na co miałem ochotę, to zjeść i wypić coś ciepłego oraz zanurzyć się całkowicie w gorącej wodzie. No i przede wszystkim najpierw muszę przebrać się w coś suchego.
- Poczekaj tutaj, wynajmę nam pokój i zamówię jakiś obiad – odpowiedział Taiki, uśmiechając się do mnie delikatnie na odchodne.
Ściągnąłem kaptur, by móc lepiej rozejrzeć się po pomieszczeniu. Było tu strasznie dużo ludzi, miałem nadzieję, że zostały jeszcze jakieś wolne pokoje. Miasto wydawało się być całkiem duże i pewnie to nie jest jedyna gospoda, ale nie za bardzo miałem ochotę stąd wychodzić, nie było to najładniejsza gospoda, ale przynajmniej było tu ciepło, a tylko tego teraz potrzebowałem. Ze lekkim zniecierpliwieniem rozejrzałem się dookoła, mając nadzieję, że mój ukochany zaraz po mnie wróci. Wszyscy byli zajęci sobą i nikt nie zwracał na mnie uwagi, co wyjątkowo mnie cieszyło... chociaż, w pewnym momencie jeden z gości, jakiś młody mężczyzna, podniósł wzrok i uśmiechnął się do mnie, ale jakoś tak dziwnie... nie za bardzo mi się to spodobało. Zakłopotany odwróciłem wzrok i nerwowo poprawiłem przylepiające się do czoła mokre kosmyki. Miałem nadzieję, że Taiki zaraz do mnie wróci, wtedy będę czuć się znacznie lepiej i pewniej.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz