poniedziałek, 6 grudnia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Szczerze mówiąc, byłem odrobinkę przerażony hojnością Alishy. Wiem, że może sobie pozwolić na wiele, w końcu jest wspaniałą królową, ale to była zdecydowanie za wielka przesada. Za zasługi królestwu? Jakie zasługi, co ja niby takiego zrobiłem dla królestwa? Faktycznie, może ocaliłem je kiedyś tam przed wojną domową, ale jeszcze wcześniej zniszczyłem miasto i byłem odpowiedzialny za śmierć wielu niewinnych osób. Za takie coś raczej nie rozdaje się domów. 
- Nie podoba mi się to. Co, jeżeli to się rozniesie? Nie chcę, by miała przeze mnie kłopoty – powiedziałem cicho, siadając na kanapie obok niego. 
- Dlaczego miałaby mieć z tego powodu kłopoty? – spytał, chyba nie za bardzo nadążając za moim tokiem rozumowania. 
- Skoro dała dom randomowemu człowiekowi, jakiś inny randomowy człowiek również może tego chcieć – wyjaśniłem, przyglądając się nieco uważniej salonowi. Kiedy wcześniej Alisha wspominała o domie sądziłem, że będzie to coś niewielkiego i skromnego, a ten dom zdecydowanie nie jest ani mały, ani skromny. 
- Tylko, że ty nie jesteś randomowym człowiekiem. Jesteś jej przyjacielem. I bohaterem, w końcu uratowałeś kraj, pamiętasz? – przypomniał mi, siadając na moich kolanach. Skrzywiłem się na słowo „bohater”, nie lubiłem, kiedy ktoś określał mnie w ten sposób, w końcu żaden ze mnie bohater, zdecydowanie nie zasługiwałem na takie określenie. 
- Nie jestem. Zrobiłem to, co trzeba było, ale zdecydowanie nie zasługuję na taki tytuł – odpowiedziałem zakłopotany, kładąc dłonie na jego biodrach. 
- Jesteś za skromny – mój mąż uśmiechnął się do mnie delikatnie i pocałował mnie w czubek nosa. – Zresztą, już i tak za późno. Alisha nie przyjmuje odmowy. Próbowałeś ty, próbowałem ja, i nic to nie dało, dlatego musimy się z tym pogodzić – dodał, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. 
- Wydajesz się być bardzo zadowolony z tego domu – zauważyłem, gładząc go po plecach. 
- A czemu miałbym nie być? Miło mieć swój kąt, i to jeszcze taki ładny. Pomyśl, nie będziesz musiał przejmować się tymi wszystkimi spojrzeniami, żadnych szeptów, że jesteś szalony, i będziemy mieć pełną prywatność – wymruczał, po czym złożył delikatny pocałunek na mojej szyi. 
- Musisz pamiętać tylko, że Yuki będzie spał naprzeciw nas – przypomniałem mu lekko rozbawiony. W zamku nasz syn miał pokój piętro wyżej, więc czasem Miki mógł sobie pozwolić na bycie nieco głośniejszym, ale teraz lepiej, abyśmy zachowywali się cicho. Nie chciałbym, by Yuki zaczął coś podejrzewać i później zadawać dziwne pytania. 
- Ale w tym momencie jesteśmy tu tylko ty i ja – uśmiechnął się do mnie ładnie, poprawiając się na moich kolanach umyślnie, by nieco bardziej mnie podrażnić. Co za anioł... myślałem, że po wczorajszym wieczorze będzie nieco bardzo bardziej spokojny, w końcu jak zwykle dopilnowałem, by Miki był jak najbardziej zadowolony, bez tego nie mógłbym spokojnie spać. 
- I pomyśleć, że większości ludziom anioły kojarzą się z niewinnością – zaśmiałem się cicho, jedną z dłoni wślizgując w jego spodnie. – Chyba cię nieco zdeprawowałem. 
- Jesteś pewien, że, to ty mnie zdeprawowałeś? A może zawsze taki byłem? – uśmiechnął się zadziornie, zaczynając rozpinać guziki mojej koszuli. 
- Nie, to ja jestem tym złym człowiekiem, który ciągle pakował cię w kłopoty – wymruczałem, po czym ugryzłem jego dolną wargę. Mocno, by to poczuł, ale nie na tyle mocno, by zrobić mu krzywdę.
Mikleo już więcej nic nie powiedział i chyba nieco bardziej podniecony stał się agresywniejszy w swoich działaniach. Nie chcąc przypadkiem sprawić mu zawodu odłożyłem naszą konwersację gdzieś na bok, a skupiłem się tylko na tym, by jak najlepiej zaspokoić jego spragnione ciało. Bywają czasem takie momenty, kiedy wydaje mi się, że jemu nigdy nie jest mało pieszczot, ale to chyba nawet nie jest możliwe fizycznie, każdy w pewnym momencie ma dość, nawet anioł. A przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Ta kanapa jest naprawdę wygodna – wymruczał Mikleo, kiedy po wszystkim położyliśmy się na wcześniej wspomnianej kanapie. 
- Do przetestowania zostało nam jeszcze łóżko – powiedziałem rozbawiony, zaczynając od niechcenia bawić się jego cudownymi włosami. 
- Na to też przyjdzie czas – zapewnił mnie, całując w linię żuchwy. – Więc teraz nie zostało nam chyba nic innego, jak powoli się przeprowadzać. 
- Masz rację, musimy w końcu jakoś przemycić twoje wszystkie sukienki – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, tak odrobinkę mu dogryzając. Jakby się tak nad tym zastanowić, to mój mąż miał więcej sukienek niż takich „normalnych” ubrań... cóż, ja na to nie narzekałem, jak dla mnie wyglądał w nich przepięknie i cały czas mógłby w nich chodzić. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz