Czy ja byłem zmęczony? No, może tak odrobinkę. I to bardzo odrobinkę. Ale czy to oznaczało, że teraz pójdę odpoczywać? Jak ja mam odpoczywać, kiedy dzieci czekają na mnie w salonie? A Miki jest zmęczony? Co prawda utrzymuje, że zmęczony nie jest, ale ja swoje wiem. W końcu, tyle dzisiaj zrobił, opiekował się dziećmi, obiad zrobił, jeszcze pewnie przy okazji coś tutaj posprzątał... tak, zdecydowanie zasługuje on na odpoczynek, a ja na zajęcie się dziećmi. W końcu jakoś przezwyciężę to zmęczenie, to jakoś to będzie. I tego się właśnie muszę trzymać.
- Ja wcale taki zmęczony nie jestem – odpowiedziałem, całując go w policzek. No bo przecież nie byłem aż tak zmęczony. Tylko trochę bolały mnie ramiona od ciągłego machania siekierą. No i dłonie, całe je miałem w bąblach. Tak, troszkę się odzwyczaiłem od takiej pracy. Ale to nic, i do tego się przyzwyczaję, podobnie jak i do zmęczenia. – Idę do dzieci, bo chyba już się mnie nie mogą doczekać – dodałem, odwracając głowę w stronę salonu.
- Mhm, możesz je od razu przyprowadzić do kuchni, to im nałożę obiad. Albo raczej obiadokolację – odparł, co mnie zaskoczyło.
- Dzieci jeszcze nie jadły obiadu? – spytałem, nie tego się spodziewając. Przecież dzieci zawsze regularnie jadły, czemu teraz miałoby się to zmienić?
- Nie jadły, bo nie chciały. Nie mogły się doczekać, aż tata wróci – odpowiedział, a mnie się jakoś tak miło zrobiło. A więc jednak moje szkraby za mną tęskniły... nie spodziewałem się tego. W końcu zawsze tak do mamy lgnęły, i na mnie nie zwracały tak wielkiej uwagi.
- Zaraz je przyprowadzę – obiecałem, uśmiechając się delikatnie i zaraz po tym zniknąłem w salonie.
Myślałem, że zejdzie mi to bardzo szybko, że przywitam się z dziećmi i pójdziemy razem do kuchni, ale oczywiście się tak nie zdarzyło. Hana musiała mi wpierw opowiedzieć o całym dniu, o tym, w co się dzisiaj bawiła, co jadła, co robiła z mamą, co robiła na dworze, co roił piesek, co robił kotek jeden, kotek drugi, czemu nie możemy mieć kolejnego kotka, albo jeszcze lepiej, pieska, bo przecież mamy tylko jednego pieska, i... cóż, mnóstwo innych rzeczy. Trochę się pogubiłem w tym wszystkim. No i jeszcze niektóre rzeczy prostował Haru, chociaż i tak ciężko było mu przebić się przez swoją głośną siostrę. Ba, mnie było ciężko do niej dotrzeć. Chyba z kilka razy próbowałem jej przerwać, i powiedzieć, że mama czeka na nas w kuchni, ale do niej to nie docierało. W końcu jednak postanowiłem jej posłuchać do końca, ale to trwało, i trwało, i trwało, i ja końca nie widziałem. A może raczej nie słyszałem. A nie miałem za bardzo ochoty na bycie stanowczym i zdecydowanym, trochę bałem się, że przesadzę z tonem, bo byłem taki trochę zmęczony i ciężko było mi wyczuć samego siebie.
- Dzieci – usłyszałem za sobą głos Mikleo, tak idealnie stanowczy, czego ja bym pewnie w tak zmęczonym stanie nie osiągnął. – Na obiad zapraszam.
- Ale jeszcze muszę opowiedzieć tacie, jak Wąsik złapał myszkę w ogrodzie... – zaczęła Hana, ale mój mąż pozostawał nieugięty.
- Po posiłku. A teraz do kuchni. A ty do łóżka – dodał, zwracając się do mnie, czym mnie mocno zaskoczył.
- A czemu? Nie mogę iść spać. Hana miała mi opowiedzieć o tej myszce. Czy coś – odpowiedziałem, starając się powstrzymać ziewnięcie. Może gdybym tak napił się kawy? O, kawa na pewno mnie postawi na nogi. Podwójna kawa... brzmi jak coś, co na pewno mi pomoże.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz