Czy ja chciałem specjalnie wracać do domu tylko dlatego, że nie lubiłem spędzać czasu z ludźmi? Nie, myślę, że aż tak źle to ze mną nie było, miałem psa, a więc raczej nikt do mnie nie podejdzie, a nawet jeśli by ktoś podszedł, nie możemy od razu panikować, to fakt byłem skrzywdzony przez ludzi, których teraz nie za bardzo chce widzieć, jednak potrafię się poświęcić i poczekać na męża, który i tak poświęcić się dla mnie chce, abym to ja nie pracował, wszystko biorąc na siebie.
- Spokojnie pójdziemy tam razem i wrócimy również razem - Zapewniłem go, łagodnie się przy tym uśmiechając.
- Jesteś pewien? - Dopytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Tak, jestem pewien, nie martw się tak o mnie - Poprosiłem, przysuwając się do niego, aby złożyć na policzku szybki pocałunek.
- Zawsze będę się o ciebie martwił, a to dlatego, że cię bardzo kocham - Odpowiedział, nawet na sekundę nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ja ciebie też kocham - Zapewniłem go, idąc spokojnie z nim do miasta, aby załatwił wszystkie swoje sprawy, gdy ja spokojnie poczekam na niego, nie mając powodu, aby go w czymś poganiać.
Sorey zostawił mnie na chwilę z psem, wchodząc do dosyć sporego budynku, rozmawiając ze starszym siwym już mężczyzną z długą brodą, zapewne właśnie rozmawiając, o pracy, której mój mąż chciał się podjąć, a której tutaj u nas w mieście było naprawdę bardzo dużo, dzięki czemu pracy szukać długo nie trzeba było.
- Już jestem, pracy jest tak dużo, że chcieli, abym zaczął pracować już dziś - Powiedział, zadowolony z siebie delikatnie mnie tym bawiąc, wygląda na to, że niewiele mu do szczęścia potrzeba, aby czuł się dobrze. Niby nie lubi pracy z ludźmi i spędzaniem czasu poza domem, a jednak gdy tylko ktoś go docenia, jest w niego wzięty i nie ma, znaczenia kto go w tej chwili docenia. A to dobrze, bo nie ma za dużych wymagań.
- No proszę i się nie zgodziłeś? - Zapytałem, uśmiechając się do niego głupkowato, tak jak to zazwyczaj mu wychodziło najlepiej.
- Oczywiście, że się nie zgodziłem, dziś i jutro chce spędzić czas tylko i wyłącznie z moją małą owieczką - Na słowa mała napuszyłem się delikatnie, piorunując go spojrzeniem.
- Nie jestem mały - Burknąłem, idąc obok niego prosto do domu.
- Nie? Jak dla mnie jesteś malutki i słodziutki - Drażnił się ze mną, robiąc to z premedytacją. No i co ja mam z tym człowiekiem? A raczej już aniołem.
Prychnąłem cicho, idąc do domu lekko obrażony na męża, który śmiał nazwać mnie małym i słodkim a tego nie wiem, czy mu wybaczę.
Naburmuszony wszedłem do domu, udając obrażonego, chcąc atencji, tak wiem trochę to dziecinne, ale ja nie na to nie mogę poradzić, to jest silniejsze ode mnie a wszystko to dlatego, że mam za mało atencji mojego męża.
- Miki jesteś zły? - Zapytał, siadając obok mnie na kanapie, biorąc w palce moje włosy, aby się nimi pobawić.
- Może - Odpowiedziałem, starając się powstrzymać od uśmiechu, aby mój mąż nie zauważył, że wcale zły nie jestem, niech się postara to całkiem miłe, gdy ktoś się stara.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz