Mikiemu łatwo było to mówić. On już to przeżył, i to nie raz, a dwa razy, chyba, że jeszcze liczyć Yuki'ego, no to wtedy trzy. Chociaż, czy Yuki chodził do szkoły? Nie miałem pojęcia, ale skoro i Misaki, i Merlin chodzili do szkoły, no to nasz najstarszy syn chyba też. Więc wliczając jego, to już jest czwarty raz, kiedy to posyła dzieci do szkoły. On może być spokojny. Ja już nie tak niekoniecznie. Nie ufam ludziom, nie wszystkim, oczywiście, ale po prostu teraz trochę wolę się z nimi nie spoufalać bardziej, niż to możliwe. No i po prostu martwię się o moje dzieci.
– Ale one są jeszcze takie małe, takie bezbronne, delikatne... nie za wcześnie jeszcze za takie rzeczy? – odpowiedziałem niepewnie, patrząc gdzieś przed siebie. Czy to takie dziwne, że bałem się o moje dzieci? Zresztą, nie tylko o dzieci się bałem, o Miki'ego przecież też, to dlatego nie chciałem go puścić do pracy, by znów nie stała mu się krzywda... Właśnie, praca. Miałem się zgłosić. Chyba zaraz troszkę będziemy musieli zmodyfikować trasę naszego spaceru.
– To idealna dla nich pora. Muszą nauczyć się żyć w społeczeństwie. Kiedy się kogoś trzyma przez cały czas w zamknięciu, nic dobrego z tego nie wynika, ja już coś o tym wiem – powiedział, jak zwykle starając się mnie pocieszyć i dodać otuchy. A ja jak zwykle nie byłem przekonany. I tak chyba będzie do czasu, dopóki to nie nastąpi. Jakoś tak nie potrafię się pogodzić z nieuniknionym.
– Też oczywiście nie chcę ich trzymać cały czas w zamknięciu. Po prostu uważam, że trochę to wszystko za wcześnie. I też otoczenie może nie być dla nich odpowiednie. Powinny być w otoczeniu Serafinów. Albo raczej w ich otoczeniu nie powinni znajdować tylko ludzie – wyjaśniłem, cicho wzdychając.
– Zapewne większość małych Serafinów znajduje się w Azylu, ale tam na pewno ich nie poślemy – odparł, a ja akurat w tym jednym mogłem się z nim zgodzić.
– Faktycznie, lepiej, by poszły do tej szkoły niż tam do Azylu. Mam tylko nadzieję, że ich inność nie będzie wielką przeszkodą dla nich – wyjaśniłem, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. – Skręcimy na chwilę do miasta? Chciałbym już załatwić tę sprawę z pracą, by móc zacząć od poniedziałku – poprosiłem, póki miałem to w pamięci. A moja pamięć, jak wiadomo, taka strasznie różna jest. W jednej chwili pamiętam, na moment skupie się na innej rzeczy i już zapominam o tej pierwszej. Strasznie męczące to jest.
– Oczywiście. No chyba, że chcesz jeszcze przegadać sprawę pracy, bo ja z chęcią do niej wrócę – odpowiedział, ale ja już swoje postanowiłem i zdania nie zmienię.
– Nie, lepiej będzie, jak zostaniesz z dziećmi, już o tym rozmawialiśmy – odpowiedziałem, całując go w policzek. – Załatwię sprawy w mieście szybko. Byś nie musiał tam za długo przebywać i się męczyć wśród ludzi – dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Wiedziałem, że i on nie przepada za bardzo za ludźmi, i to nawet bardziej ode mnie, co jest w pełni zrozumiałe, ale... cóż, po prostu musieliśmy udać się do miasta. No właśnie. Ja, a nie Miki. – Chyba, że wolisz, bym cię wpierw do domu odprowadził, a ja szybko skoczę do miasta – dodałem, wpadając nagle na takie rozwiązanie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz