środa, 17 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

 No i co ja z nim miałem? Chciałem tylko odrobinkę czułości, odrobinkę bliskość i to tej bardziej intymnej, niestety jestem świadom tego, że nie możemy sobie na to pozwolić dlatego, chociaż chce się do niego po przytulać, dlaczego więc już zaczyna się tak martwić? Przecież ja nic złego nie robię i tak on nie mówi, że robię co złego, ale martwi się o mnie i to martwi zbyt przesadnie, nic mi nie będzie, jeśli polerze sobie pod kołdrą u boku mężczyzny, którego kocham.
- Sorey błagam cię, nie dramatyzuj aż tak, gdybym czuł się źle, nie przytulałbym się do ciebie i nie leżałbym z tobą pod kołdrą, tego możesz być pewien, kocham cię, ale nie wiem, czy byłbym w stanie aż tak się poświęcić - Wyjaśniłem, chowając się w jego ramionach, powoli odpływając do krainy snów.
- Miki, nie znamy się od wczoraj, ty się potrafisz poświęcić, nawet jeśli nie jest to konieczne, no i potrafisz robić sobie krzywdę, nawet jeśli robić tego nie powinieneś - Stwierdził i chociaż strasznie chciałem mu coś na to powiedzieć, nie zrobiłem tego a wszystko dlatego, że nie miałem na to zupełnie siły, ponadto już czułem, że sen mnie zmaga, a to powodowało, że nie miałem już siły, aby mu odpowiadać.
Ziewnąłem cicho, ostatni raz nim odpłynąłem do krainy morfeusza, nie mając już na nic sił, ten dzień dla mnie dobiegł już końca.

I tak dni mijały nam bardzo spokojnie, dzieci spędzały czas z nami, już nie mogąc się doczekać pójścia do szkoły, oboje bardzo się nakręcili na tę szkołę, z powodu czego nawet nocą nie potrafili, normalnie pójść spać cały czas mówiąc o szkole, o kolegach i o tym, jak będzie fajnie, gdy już tam pójdą.
- Dziś po śniadaniu zabierzemy dzieci na zakupy, kupimy książki, przybory i inne potrzebne im rzeczy - Zacząłem, przygotowując śniadanie dla naszych śpiochów, gdy tylko poczułem dłonie męża oplatające się wokół mojego pasa.
- Już dziś? - Dopytał, a w jego głosie dało się usłyszeć niechęć. Cóż, jeśli aż tak mu z tego powodu źle mogę pójść tam sam, to znaczy sam z dziećmi, dla mnie to niewielki problem.
- Tak, szkoła zaczyna się za miesiąc, a my jeszcze nic nie mamy - Poinformowałem go, zdając sobie sprawę z tego, że on sam jeszcze się z tym nie oswoił, no nic, w końcu się z tym pogodzi, może jak dzieci zaczną chodzić do szkoły. Zrozumie, że nic im nie grozi, może to właśnie tego mu potrzeba, aby się uspokoić.
- To już? No dobrze, jeśli taki jest twój plan na dzisiejszy dzień, możemy pójść - Zgodził się, zabierając ode mnie talerze, stawiając wszystko na stole no i teraz się tak zastanawiam czy on to chce zrobić, bo musi, czy faktycznie tego chce.
- Wiesz skarbie, jeśli nie chcesz iść do miasta, mogę pójść tam sam z dziećmi - Zacząłem spokojnie, nie chcą, aby się do czegoś zmuszał, w końcu nie o to mi chodzi, aby tak było.
Widząc to spojrzenie męża, od razu podejrzewałem, co chce mi odpowiedzieć.
- Nie patrz tak na mnie, ja widzę przecież, że nie chcesz tam pójść - Wytłumaczyłem, uśmiechając się do niego łagodnie.

<Pasterzyku? C :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz