niedziela, 14 stycznia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać ulżyło mi, że Miki nie wpadł na żaden głupi pomysł. I że nie chce wychodzić z sypialni. Znaczy się, normalnie bym się tym zmartwił, ale w tym momencie to nawet lepiej, że tam leży. Dzieciom oszczędzi się nieprzyjemnego widoku, a mi dodatkowej pracy. Znaczy, pracy na pewno będę miał dużo, bo dzieci dalej do najgrzeczniejszych nie należały, ale to nic. Jakoś sobie z nimi powoli poradziłem. Miałem też jednak cichą nadzieję, że Lailah jak najszybciej wróci do mnie z dobrymi wieściami, bo nie wiem, jak długo sobie będę z nimi radził. 
Po południu bliźniaki jak zwykle ucięły sobie drzemkę, chociaż i to przyszło im z trudnością. Cały czas chciały do mamy, pytały, co się z nią dzieje, czemu się nie uśmiecha, czy już ich nie kocha... Na razie wytłumaczyłem im, że miała ona wypadek i się źle czuje. Jakoś to działa, ale na jak długo? Nie mam pojęcia. Pozostała mi tylko nadzieja w Lailah i reszcie Serafinów uda się odzyskać emocje Mikleo. A do tej pory jakoś sobie muszę radzić. 
Kiedy upewniłem się, że i dzieciom, i zwierzakom nic nie brakuje, posprzątałem trochę w domu, by względnie się to prezentowało. Dopiero po tym udałem się do Mikleo, by zobaczyć, jak się czuje, chociaż coś tak czułem, że znałem odpowiedź. Pewnie było bez zmian. I jak ja kiedyś go nauczyłem emocji? Teraz to mi się wydaje tak nierealne... Chyba kiedyś jednak mądrzejszy byłem. 
– Miki? Śpisz? – zacząłem cicho, wchodząc do pokoju. Na dźwięk mojego głosu mój mąż odwrócił przekręcił się w moją stronę, ukazując swoje puste oczy. Czyli emocje jeszcze nie wróciły... Zresztą, gdyby wróciły, Miki zaraz by do nas przyszedł z radosną nowiną. – Przeszkodziłem ci? – dopytałem, podchodząc do łóżka i siadając na materacu. 
– Nie, nie spałem. Chciałem, ale nie mogłem – odpowiedział, przyglądając mi z... w sumie, to z niczym. Normalnie pewnie by to zmartwienie było, bo się tak nienajlepiej prezentowałem z powodu nieprzespanej nocy, ale teraz po prostu się we mnie patrzył. Nie znając kontekstu, to byłoby przerażające spojrzenie. Ja, znając kontekst, byłem już lekko zaniepokojony. 
– W takim razie już ci nie przeszkadzam, odpoczywaj sobie. Chyba, że czegoś potrzebujesz, to postaram ci się to załatwić – zaproponowałem z uśmiechem, chwytając jego dłoń. Cały czas tak troszkę miałem nadzieję, że Mikleo odwzajemni uśmiech, albo chociaż chwycił za moją dłoń. To stosunkowo niewiele. A i tak trochę wątpię, bym prędko doświadczył jednej z tych dwóch rzeczy, chociaż, to odwzajemnienie uścisku chyba będzie prędzej. Skoro Miki sam z siebie się do mnie przytulał, to chyba go stać na takie gesty. Ale czy też chcę, by się do czegoś zmuszał? Niekoniecznie. 
– Niczego nie potrzebuję. Za to ty wyglądasz, jakbyś snu potrzebował – odpowiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. 
– Najpiękniejszy nigdy nie byłem, ale żeby aż tak? – wyszczerzyłem się głupkowato mając nadzieję na jakąkolwiek reakcje, nawet malutką, ale znów absolutnie nic. W jego pięknych tęczówkach dalej panowała przerażająca pustka. Odchrząknąłem, a uśmiech zniknął z mojej twarzy. – Dam radę, nie mogę się położyć, muszę was pilnować – dodałem, przecierając zmęczone oczy. Zaraz jakąś kawę zrobię i będzie ze mną lepiej. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz