Nie rozumiałem, dlaczego Daisuke uważał, że to jak to sam nazywa „wynaturzenie”, jest aż takie złe, to fakt nie jest to coś codziennego, jednak nie jest też czymś bardzo strasznym, nie jest już kotem, może mówić, normalnie chodzić, normalnie załatwiać swoje potrzeby, jak i się myć, nie mówiąc już o normalnym jedzeniu, a więc Czy uszy i ogon były aż tak problematyczne? Przecież już jutro najpóźniej pojutrze znikną, a więc nie ma powodu, aby aż tak bardzo dramatyzować, to przecież nie coś, co zostanie z nim już na zawsze, mógłby troszeczkę wyluzować, odprężyć się i poczekać, to tylko uszy i ogon uważam, że gorzej byłoby, gdy był całkowicie kotem. A to, co posiada, teraz jest akurat najmniejszym z problemów, jakie mógłby posiadać z powodu tego, że jest, a raczej był kotem.
- Nie jest tak źle, daj sobie dzień maksymalnie dwa i znów będziesz sobą bez uszu i ogona, chociaż one moim zdanie dodają ci uroku - Odezwałem się przytulając go do siebie, znacznie bardziej ciesząc się z tego powrotu, ja naprawdę potrzebowałem jego bliskości, jego bycie kotem nie było dla mnie aż takie złe, jednak znacznie lepiej jest przytulać się do ludzkiego ciała mojego panicza niż do tego kociego, co jak co ale to jest znaczne różnica.
- Nie wiesz, jak okropnie jest być kotem - Burknął, machając tym swoim uroczy ogonkiem na wszystkie strony.
- Nie wiem to prawda. Wiem, natomiast jak okropnie jest być psem - Przypomniałem mu ten drobny fakt, mi również nie było łatwo być psem, z resztą nie wiem, czy życie psa nie jest nawet gorsze, on nie musiał wychodzić na dwór, aby załatwić swoje potrzeby, nie musiał chodzić po dworze, gdy było zimno, a więc jego kocie życie było łatwiejsze, oczywiście nie mam zamiaru tu porównywać niczyjego życia do siebie, chociaż chyba właśnie to robię, a przecież miałem tego nie robić, no nic nieważne, najważniejsze, że już jest tu ze mną, prawie że taki jaki być powinien, nic więcej się teraz nie liczy.
Mój panicz westchnął, ale nic już nie powiedział wciąż mocno do mnie przytulony, najwidoczniej nie tylko mi brakowało jego bliskości, ale i mu mojej i może mi tego nie powie, jednak ja już dobrze wiem swoje, co prawda mój panicz nauczył się już mówić te podstawowe słowa, jednak nie używa ich zbyt często, ja ta i tak cieszę się, że w ogóle je używa nic więcej mi nie potrzeba.
- Chodź, może się położymy? Zaniosę tylko naczynia - Zaproponowałem, woląc sobie poleżeć w łóżku, tam było znacznie wygodnie od tego nieszczęsnego krzesła, to znaczy krzesło również było bardzo, ale to bardzo wygodne jednakże wolę położyć się na łóżku przytulając się do ciała moje panicza.
- Dobrze - Zgodził się, tym samy podnosząc się z krzesła, powoli idąc w stronę łóżka, gdy ja po zabraniu wszystkich już pustych naczyń skierowałem się do kuchni, gdzie zostawiłem wszystko to, co przyniosłem, prosząc, aby nie przeszkadzano paniczowi, dobrze wiedząc, że jeśli ktoś wejdzie mu do sypialni i zobaczy w takim stanie, na pewno nie skończy się to najlepiej.
- Już jestem, poprosiłem straż, aby nie przychodziła tutaj, aż sam nie zmienisz zdania - Odezwałem się po wejściu do sypialni, zamykając za sobą drzwi, chcąc zadbać o to, aby czuł się jak najlepiej w swojej własnej rezydencji, gdy jest w takim, a nie innym stanie.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz