Trochę nie za bardzo rozumiałem, czego on się tak obawia. Przecież jego to tak bardzo nie dotknie, tak mi przed chwilą powiedział. A ja mam się przejmować czyimś zdaniem? Gdyby to było coś ważnego, coś istotnego, jak chociażby to, że jestem porywaczem, gwałcicielem i handlarzem kobiet, to bym się przejął. Co kogo obchodzi z kolei, że jestem z mężczyzną? Poza tym, nie chcę go cały czas pod kloszem trzymać. Chcę, by ludzie wiedzieli, że z nim jestem. Może wtedy skończyłyby się te wszystkie propozycje małżeństwa z jakimiś beznadziejnymi ludźmi.
– No i? – zapytałem, przyglądając się mu z uwagą.
– No i... no wiesz, ucierpi twoja reputacja, wspólnicy mogą się od ciebie odwracać, i takie tam – zaczął niepewnie, patrząc na mnie zaskoczony. Chyba nie tego się po mnie spodziewał. Cóż, to jego nagłe zwrócenia się przeciwko mnie i konieczność oglądania go wraz z Kaną czegoś mnie nauczyły.
– A niech się odwracają. Będę niewiele bogatszy, ale nadal na tyle bogaty, by zapewnić nam obu co tylko chcemy. A ja nie chcę już dostawać kolejnych propozycji matrymonialnych. Ludzie pogadają, pogadają, i przestaną być. Chciałbym, by już wiedzieli, że kogoś mam i jest to poważne – powiedziałem zgodnie z prawdą, kierując się do wyjścia z sali bankietowej. Troszkę już go oprowadzam, a jeszcze tyle do pokazania... faktycznie, jak tak teraz zacząłem go oprowadzać, to muszę mu przyznać, że bardzo duża jest. Nigdy nie zwróciłem na to uwagi. Może dlatego, że do większości tych pomieszczeń rzadko zaglądam?
– I już nie będzie ci przeszkadzało, jak cię będę chwytał za rękę w miejscach publicznych? – dopytał rozbawiony, oczywiście idąc za mną.
– Nigdy mi to nie przeszkadzało. Bardziej przeszkadzało to, że ludzie gapili się strasznie, jakbyśmy nie wiadomo co robili. No i też po prostu przyzwyczajony nie byłem i nie jestem do takich rzeczy – wyznałem spokojnie. – Teraz jesteśmy w skrzydle, które było przeznaczone głównie dla mnie, na naukę. Jest sala, w której uczono mnie sztuki, i sala od muzyki, matematyki... nie ma chyba przedmiotu, który nie ma własnej sali – dodałem, idąc powoli korytarzem, którym też dawno nie szedłem.
– I czego cię uczono? – dopytał, zaglądając do jednej z sali.
– Chyba wszystkiego. Poza podstawowymi rzeczami dochodziły jeszcze przedmioty artystyczne, języki, geografia, sztuka pertraktacji, sztuka taka zwykła... bardzo nie przepadałem za tymi bardziej artystycznymi rzeczami. Malowanie jedną techniką, drugą, trzecią, z takim produktem, na takim płótnie, jeszcze innym... to samo z graniem na instrumentach. Myślałem, że szlag mnie trafi – przyznałem, obserwując go z uwagą. Wyglądał na bardzo zaskoczonego, i jednocześnie też zachwyconego. Czym on się tak zachwycał? Od jakichś dziesięciu lat tutaj nie zaglądałem, więc niektóre rzeczy naprawdę wymagają porządnego odświeżenia. – Ale to też nie było tak, że nic z tego nie lubiłem. Bardzo lubiłem granie na fortepianie, i rysowanie węglem. I jak na złość tego było najmniej – dodałem, cierpliwie na niego czekając.
- O proszę, tego o tobie nie wiedziałem – usłyszałem w odpowiedzi.
- A ja nie wiedziałem, że potrafisz tańczyć. Proponuję, że byśmy już wracali, bo nie ma sensu chyba pokazywania ci skrzydła dla służby, a te najważniejsze pomieszczenia już ci pokazałem – dodałem, wyglądając przez okno. Zaczął padać śnieg.... aż mi się zimno zrobiło już na sam ten widok.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz