Jak się czułem? Bardzo stabilnie, tak właściwie, chociaż z chęcią jeszcze na chwilę oczy bym przymknął. W końcu jednak ogarnął mnie spokój, czego mi brakowało w tych dwóch ostatnich dniach. Oby to już się więcej nie powtórzyło, bo ja nie wiem, jak sobie dam radę. Już teraz poszło mi tak nie najlepiej, bardziej skupiłem się na dzieciach niż na Mikim, i nie byłem pewien, czy Miki nie ma mi tego za złe. Jego wczorajsze słowa, że się za mną stęsknił, trochę mi do myślenia dały. Nie wyglądał na złego, no ale przykro już mu się mogło zrobić. Ciężko jednak to nadrobić, kiedy praktycznie cały czas ma się pod opieką dzieci. Czasem sobie myślę, że może jednak za szybko się na nie zdecydowaliśmy... no, ale teraz już tak trochę za późno było na takie myślenie. I skoro już dzieci są, to trzeba się nimi porządnie zająć.
– Ja tam zawsze dobrze się czuję, kiedy przy mnie jesteś – odpowiedziałem, mocno się do niego przytulając, a następnie zamknąłem oczy i zacząłem wdychać jego cudownie kwiatowy zapach. Miałem wrażenie, że kiedy był bez emocji, stracił nawet ten cudny zapach, który uwielbiałem ponad życie.
– Więc moja obecność działa na ciebie uzdrawiająco? – zapytał rozbawiony i zaraz po tym poczułem jego palce na swojej głowie.
– Uzdrawiająco. Pobudzająco. Zachęcająco. Wszystko, co najlepsze jednocześnie – odparłem, wślizgując swoje dłonie pod jego koszulę, by móc poczuć jego chłodną skórę pod opuszkami palców.
– Z tym pobudzeniem trochę musimy się wstrzymać, dzieci w każdej chwili mogą się obudzić – przypomniał mi, na co westchnąłem cicho. Zdawałem sobie z tego sprawę, i to aż za dobrze. I nawet już się trochę do tego przyzwyczaiłem, ale pogodzić się nie pogodziłem.
– No wiem, wiem. Ale podotykać cię chyba troszkę mogę – wymruczałem, przesuwając jedną ze swoich dłoni na jego pośladki, które miały kształt wręcz idealnie pasujący do mojej dłoni.
– Bardzo bym chciał powiedzieć ci „tak”, ale coś czuję, że wtedy by weszły nasze dzieci. Przyjdzie jeszcze na to czas – upomniał mnie, chwytając za moją dłoń i przenosząc ją nieco wyżej. – I właśnie po to jest szkoła, wiesz? – dodał po chwili, a ja zamrugałem oczami, nie za bardzo rozumiejąc.
– A po co jest szkoła? Bo nie wyłapałem – zapytałem po chwili intensywnego myślenia, kiedy to nic nie wymyśliłem. Znaczy, jakieś głupie pomysły mi do głowy wpadały, ale coś tak wydawało mi się, że to nie o to chodziło Mikiemu.
– Po to, by rodzice mieli czas dla siebie. Między innymi – oświecił mnie, ale czy się z tym zgadzałem? Niekoniecznie. Przynajmniej nie na początku. Bo ja na początku będę się martwił o nasze dzieci. A później to... no cóż, nie mam pojęcia. Się okaże.
– Jeśli tak właśnie mówisz, to prawda musi być – przyznałem mu rację, nie chcąc wchodzić w tę dyskusję, bo pewnie i tak ona do nikąd nie doprowadzi. – Moja Owieczka ma na coś szczególnego ochotę, jak chodzi o śniadanie? – dopytałem, trochę zmieniając temat, nie chcąc już za bardzo rozmawiać o szkole.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz