niedziela, 21 stycznia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy mi mogło czegoś brakować? Nie, w tej chwili miałem wszystko, miałem obok męża, którego kochałem, miałem z nim seks, jakiego już dawno nie miałem okazji przeżyć, a więc czy istniało coś, czegoś mogłem jeszcze chcieć? Nie, zdecydowanie nie, miałem wszystko, miałem go i nic więcej mieć nie chciałem.
- Nie kotku, niczego więcej nie potrzebuję - Zapewniłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
- Skoro tak uważasz, nie będę już naciskać - Wyszeptał, całując mnie w czoło, przytulając mocniej do siebie, co przyznam, było bardzo przyjemne, już dawno nie czułem się, a raczej oboje nie czuliśmy się tak swobodnie, będąc w swoim towarzystwie, nie musząc martwić się, że ktoś wejdzie do naszej sypialni.
Zadowolony zamruczałem cicho, chcąc już tylko zasnąć w objęciach mężczyzny, którego kocham nad życie.

Obudziłem się późnym porankiem a wczesnym południem, bo nikt dziś mnie nie budził, nikt nie krzyczał mamo ani tato, dając nam odpocząć, ciesząc się sobą.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem zadowolony głos mojego męża, na którego od razu spojrzałem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Dzień dobry kotku - Przywitałem się, zbliżając do jego usta, aby złączyć je w namiętnym pocałunku.
- Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? - Zapytał, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Czuje się bardzo dobrze i nie, niczego nie potrzebuję.. Chociaż.. - Tu przerwałem, uśmiechając się tajemniczo, okrakiem siadając na biodrach mojego męża. - Potrzebuje ciebie - Wyszeptałem, nachylając się nad nim, nie mając nawet czasu nawet nic powiedzieć, bo już po chwili wylądowałem pod nim, czując jego usta na mojej klatce piersiowej.
Mojego męża nie trzeba było za długo namawiać, abyśmy dość przyjemnie rozpoczęli ten dzień, chcąc nadrobić ten stracony czas, kochając się aż do utraty tchu.
Zadowolony po tak intensywnych doznaniach nie miałem nawet ochoty wstać i pewnie byśmy nie wstali, gdyby nie zwierzaki, które przypomniały nam o swoim istnieniu i obowiązku nakarmienia ich.
- Chciałbyś może wyjść na dwór? - Zacząłem, gdy zajęliśmy się zwierzakami, chcąc wyjść na dwór, gdzie nie było aż tak zimno.
- Chcesz pójść na dwór, na spacer? - Dopytał, przyglądając mi się z uwagą w swoich bursztynowych oczach.
- Tak, chciałbym wyjść z domu i wiesz, może zabierzemy ze sobą psa? - Dopytałem, chcąc spędzić czas z nim mężem i psem na spacerze, bo czemu by też nie, skoro możemy razem wyjść na spacer to, czemu też nie zabrać ze sobą psiaka.
- Wiesz, czemu by też nie - Zgodził się. - Ale najpierw pozwól, że zajmę się twoimi włosami, bo tak chyba nie będziesz chciał wyjść - Dodał, pokazują mi moje odbicie w lustrze, no cóż, moje włosy wyglądały całkiem zabawnie, w tej chwili wyglądałem jak owieczka, no i, że mu się to podoba? Ja czasem go naprawdę nie pojmuję.
Usiadłem grzecznie na krześle. Czekając, aż rozczesze moje włosy i ładnie je zwiążę, abym mógł wyjść na dwór, wyglądając naprawdę dobrze.
Sorey doprowadził moje włosy do porządku, mogąc wyjść na dwór w towarzystwie ukochanego męża i pieska.
- Wiesz, że gdy dzieci pójdą do szkoły, będziemy mogli tak codziennie spędzać czas? - Odezwałem się zadowolony, uśmiechając łagodnie do męża.
- Nie jestem pewien czy będę w stanie spędzać tak czas, chyba będę się martwił o dzieci za bardzo, aby myśleć o czymś innym - Wytłumaczył, czy wywołał uśmiech na moich ustach.
- Oj kotku, na początku będzie ci trudno, ale dasz radę, zobaczysz, przyzwyczaisz się dzieci, będą szczęśliwe i chętne do spędzania czasu w szkole z kolegami, my już nie będziemy aż tacy dla nich ważni - Wytłumaczyłem mu, zapewniając go w swoich przekonaniach łagodny uśmiechem.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz