Nie wiem, ale jakoś tak te słowa mnie zaniepokoiły. Co, jeżeli będą chcieli, by wrócił do gwardii? Nie chciałem, by mnie zostawiał samego w straży. Dobrze mi się z nim pracowało, nawet bardzo dobrze, tworzyliśmy zgrany duet. Największy problem pojawiał się wtedy, kiedy czyhało na nas niebezpieczeństwo, ponieważ zawsze bałem się zawsze, że stanie się mu krzywda. Na początku naszej znajomości aż tak się o niego nie martwiłem; troszczyć się nawet troszczyłem, bo przecież był moim ulubionym strażnikiem, ale nie miałem problemu, by posłać go na bardziej niebezpieczne akcje. Teraz w życiu bym mu tego nie zrobił. Może odrobinkę się zmieniłem w tym związku z nim, ale tylko odrobinę.
- Nic, mam po prostu nadzieję, że nie zaoferują ci z powrotem pracy w gwardii. Nie będę miał wtedy z kim pracować – przyznałem, starając się zachować neutralny ton. Nie chciałbym, by zauważył, że jakoś bardzo się tego obawiam. A obawiam się. Bardzo. Co prawda, bez większego problemu także dostałbym się do gwardii, ale czy chciałem? Dobrze mi tu było. Czasem trochę ciasno, nudno, no ale miałem bardzo dobrego partnera, a tam? Kto powiedział, że ja i Haru będziemy pracować razem? Nie miałem tej pewności, a sama atmosfera w gwardii do mnie jakoś specjalnie nie przemawiała.
- Nie wydaje mi się, aby o to im chodziło. Zresztą, nawet jeżeli o to im chodzi, to ja i tak się nie zgodzę. Nie bez powodu stamtąd odszedłem – przypomniał mi, a ja tylko kiwnąłem głową, nie komentując tego. Jak dla mnie nie miał żadnego powodu, by stamtąd odchodzić, przynajmniej moim zdaniem, no ale ja tez mam takie trochę inne patrzenie na świat.
- Trzymam cię więc za słowo. Proponuję wziąć śniadanie do pracy i zjeść podczas przerwy, byś się na pewno nie spóźnił – zaproponowałem, zerkając na zegarek. W sumie, to ja bym z wielką chęcią zjadł to śniadanie, nie mając nic w żołądku od blisko dwudziestu czterech godzin, ale widziałem, że się troszkę stresował, a ja nie chciałem, by się stresował. Stres nie jest dobry dla zdrowia, a on na karku troszkę tych lat miał. Nie wyglądało po nim, tu mu muszę oddać.
- Tak, to dobry pomysł – przytaknął, dlatego oboje wyglądający idealnie i wspaniale mogliśmy opuścić moją sypialnie i udać się do kuchni, skąd odebraliśmy śniadanie i mogliśmy wychodzić do pracy, wcześniej oczywiście wołając do siebie Kodę.
Czując mroźny wiatr na policzkach ukryłem twarz za szalikiem, już bardzo chcąc wrócić do domu, gdzie było ciepło, i przytulnie, i nie było tak mroźnie. Ewidentnie zbliża się moja najmniej ulubiona pora roku. I urodziny. Z tego to akurat się najmniej cieszyłem, od bardzo długiego czasu nie za przyjemnie mi się kojarzyło. Zawsze trzeba było przygotować przyjęcie, zapraszać tych wszystkich ludzi, których nie zawsze chciałem zapraszać, udawać, że się świetnie bawię, a tak ewidentnie nie było... swoich dwudziestych ósmych urodzin na pewno w ten sposób nie spędzę. Może po prostu spędzę go spokojnie wraz z Haru. Gdzieś wyjedziemy na weekend może. Tak, takie spokojne urodziny brzmią naprawdę dobrze.
- Daj mi znać później, o co chodziło – poprosiłem, kiedy dotarliśmy do koszar, starając się zignorować te wszystkie dziwne spojrzenia we mnie skierowane. Ja wiem, że jestem wspaniały, ale już do kogoś należę i taka atencja nie jest przeze mnie pożądana aż tak bardzo, jak kiedyś.
- Nic, mam po prostu nadzieję, że nie zaoferują ci z powrotem pracy w gwardii. Nie będę miał wtedy z kim pracować – przyznałem, starając się zachować neutralny ton. Nie chciałbym, by zauważył, że jakoś bardzo się tego obawiam. A obawiam się. Bardzo. Co prawda, bez większego problemu także dostałbym się do gwardii, ale czy chciałem? Dobrze mi tu było. Czasem trochę ciasno, nudno, no ale miałem bardzo dobrego partnera, a tam? Kto powiedział, że ja i Haru będziemy pracować razem? Nie miałem tej pewności, a sama atmosfera w gwardii do mnie jakoś specjalnie nie przemawiała.
- Nie wydaje mi się, aby o to im chodziło. Zresztą, nawet jeżeli o to im chodzi, to ja i tak się nie zgodzę. Nie bez powodu stamtąd odszedłem – przypomniał mi, a ja tylko kiwnąłem głową, nie komentując tego. Jak dla mnie nie miał żadnego powodu, by stamtąd odchodzić, przynajmniej moim zdaniem, no ale ja tez mam takie trochę inne patrzenie na świat.
- Trzymam cię więc za słowo. Proponuję wziąć śniadanie do pracy i zjeść podczas przerwy, byś się na pewno nie spóźnił – zaproponowałem, zerkając na zegarek. W sumie, to ja bym z wielką chęcią zjadł to śniadanie, nie mając nic w żołądku od blisko dwudziestu czterech godzin, ale widziałem, że się troszkę stresował, a ja nie chciałem, by się stresował. Stres nie jest dobry dla zdrowia, a on na karku troszkę tych lat miał. Nie wyglądało po nim, tu mu muszę oddać.
- Tak, to dobry pomysł – przytaknął, dlatego oboje wyglądający idealnie i wspaniale mogliśmy opuścić moją sypialnie i udać się do kuchni, skąd odebraliśmy śniadanie i mogliśmy wychodzić do pracy, wcześniej oczywiście wołając do siebie Kodę.
Czując mroźny wiatr na policzkach ukryłem twarz za szalikiem, już bardzo chcąc wrócić do domu, gdzie było ciepło, i przytulnie, i nie było tak mroźnie. Ewidentnie zbliża się moja najmniej ulubiona pora roku. I urodziny. Z tego to akurat się najmniej cieszyłem, od bardzo długiego czasu nie za przyjemnie mi się kojarzyło. Zawsze trzeba było przygotować przyjęcie, zapraszać tych wszystkich ludzi, których nie zawsze chciałem zapraszać, udawać, że się świetnie bawię, a tak ewidentnie nie było... swoich dwudziestych ósmych urodzin na pewno w ten sposób nie spędzę. Może po prostu spędzę go spokojnie wraz z Haru. Gdzieś wyjedziemy na weekend może. Tak, takie spokojne urodziny brzmią naprawdę dobrze.
- Daj mi znać później, o co chodziło – poprosiłem, kiedy dotarliśmy do koszar, starając się zignorować te wszystkie dziwne spojrzenia we mnie skierowane. Ja wiem, że jestem wspaniały, ale już do kogoś należę i taka atencja nie jest przeze mnie pożądana aż tak bardzo, jak kiedyś.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz