Zmęczony troszeczkę zignorowałem pytanie męża, powoli wstałem z łóżka, a raczej próbowałem wstać i gdyby nie mój mąż zrobiłbym to, pomagając mu przy opiece nad naszymi dziećmi.
- Leż, nie powinieneś wstać - Odezwał się, nakrywając mnie porządnie kocem, nie pozwalając mi sobie pomagać, a ja właśnie powinienem wstać i mu pomóc mimo tego, że nie miałem na to siły, czując potężne zmęczenie, nie mówiąc już o bólu głowy, która cóż bardzo mi doskwierała. Co nie oznaczało, że powinienem wszystko zostawiać na jego głowie.
- Powinienem, nie mogę pozostawiać wszystkiego na twojej głowie - Przyznałem, czując jak wszystko idzie mi do gardła, znów wymiotując samą żółcią, odczuwając jeszcze większy ból żołądka i gardła ciężko przy tym oddychając, czując się jak podczas ciąży, a tego okresu dobrze nie wspominam.
- Jedyne co powinieneś to odpoczywać, twoje ciało nie jest w stanie jeszcze prawidłowo funkcjonować - Przypomniał mi, podając szklankę z wodą. - Napij się wody, powinno ci, chociaż troszeczkę ulżyć - Dodał spokojnie, ostrożnie pomagając mi się podnieść do siadu, trzymając szklankę, którą przyłożył mi do ust, pomagając mi w piciu. Dostrzegając, że nawet w tym sam sobie nie mogę poradzić.
- Dziękuję - Odezwałem się, kładąc głowę na poduszce, odczuwając narastające zmęczenie, mój panie co się ze mną dzieje? Zaveid mnie czymś zaraził i teraz umieram dosłownie i w przenośni, ciekaw jestem czy reszta też tak źle się czuje? Naprawdę jestem tego ciekaw. - Myślisz, że reszta też się zaraziła? - Dopytałem, w sumie nawet nie wiedząc, dlaczego nagle mnie to zainteresowało. Najwidoczniej z nudów zaczynam myśleć o wszystkim tym, co z reguły nigdy nie miało prawa mnie interesować.
- Nie wiem skarbie, ciężko mi w tej chwili to sprawdzić, myślę mimo wszystko, że prędzej czy później i tak się o tym dowiemy, a teraz się tym nie przejmuj i bardzo cię proszę. Odpoczywaj, aby jak najszybciej wrócić do pełni sił - Poprosił, całując mnie w czoło.
- Dobrze - Kiwnąłem delikatnie głową, nie mając i tak siły na nic więc ledwo już mówiąc z powodu zmęczenia.
- Zanim jednak wyjdę, chcesz może cos zjeść? Ryż, owsiankę? Cokolwiek? - Na jego pytanie kiwnął twierdząco głową, mając nadzieje, że jedzenie, chociaż troszeczkę mi pomoże, a jeśli nie to chociaż będę miał czym wymiotować..
- A co zjesz? - Dopytał, gotowy już do wyjścia z naszej sypialni.
- Obojętne - Wydukałem, nakrywając się szczelniej kocem, zamykając zmęczone oczy.
- Dobrze owieczko, tylko nie zasypiaj - Poprosił, wychodząc z pokoju, pozostawiając mnie samego, co powoli zaczęło mnie usypiać, cisza i spokój a ja, zamiast czekać na obiad, przygotowany przez Soreya specjalnie dla mnie zasnąłem, nie mając już siły dłużej na niego czekać.
Kolejne dni mijały mi tak samo męcząco co ciekawsze, jak się okazało, Zaveid nie tylko mnie zaraził, ale i całą resztę serafinów, którzy przeżywały przeziębienie tak samo ciężko, jak i ja sam. Na szczęście Misaki nie zaraziła się od niego ani ode mnie mogąc cieszyć się spokojem.
- Co się dzieje? - Słysząc głośny płacz synka, wstałem z łóżka, czując się znacznie lepiej, może nie byłem w stanie idealnym, ale i tak jest już lepiej.
- Mama - Załkał synek, podchodząc do mnie, troszeczkę się uspokajając.
- Nie płacz - Starałem się go uspokoić niepocieszony jego płaczem, głowa mnie bolała, a jego płacz w niczym mi nie pomagał.
- Co tu robisz? Powinieneś odpoczywać - Odezwał się mój mąż, widząc mnie stojącego na ostatnim schodku.
- Martwiłem się z powodu płaczu Marlinka - Przyznałem, trzymając synka na rękach, mimo że nie czułem się na tyle dobrze, aby trzymać synka na rękach. - A skoro już jestem na dole, może ci w czymś pomogę? - Dopytałem, opierając się o ścianę, utrzymując równowagę, nie chcąc przewrócić się z synem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz