Nie byłem do końca przekonany co do jego pomysłu. Co, jeśli ktoś go zaczepi i będzie od niego czegoś zbyt nachalnie wymagał...? Doskonale wiedziałem, że nie potrafi za bardzo odmawiać czy postawić się innym. Gdybym wtedy nie zauważył sińców na jego nadgarstkach, na pewno by mi o tym nie powiedział, dlatego teraz troszkę się obawiałem, że jeżeli podobna sytuacja się powtórzy, znowu nie piśnie słówka. A dzieciaki raczej lepiej dogadują się ze swoją mamusią niż ze mną, więc jasne było to, że to on powinien zostać, a ja iść. Szkoda tylko, że on tego nie pojmował...
- Może moglibyśmy ją odprowadzić wszyscy razem? – zaproponowałem, troszkę niezbyt chcąc go puszczać tam samego. W końcu tyle niebezpieczeństw mogło na nich czekać na drodze, a ja powinienem być tym, który stanie w ich obronie.
- Obawiam się, że po całym dniu pełnym wrażeń będą zmęczone i marudne, a to jednak kawałek drogi jest. Miej trochę wiary we mnie, dobrze, słońce? – poprosił, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Wierzę, po prostu się martwię o ciebie i twoją mamę – przyznałem, nie chcąc za bardzo zgodzić się na ten pomysł.
- Właśnie widzę. Zajmij się czymś, to nie będziesz tyle myślał i czas ci szybciej upłynie, i nim się zorientujesz – powiedział, całując mnie na pożegnanie w usta.
Nie byłem zbytnio szczęśliwy z tego powodu, no ale nie miałem innego wyboru. Pożegnałem się także z panią Musą, dziękując jej za wizytę i zapraszając ją ponownie. Dzieciaki także pożegnały się z babcią, niezbyt z tego zadowolone, a Merlinowi to już w ogóle usteczka wygięły się w podkówkę, ale czy to dlatego, że babcia nas opuszcza, czy też zauważył, że mama gdzieś idzie bez niego – nie mam pojęcia. Oby tylko nie był za bardzo marudny, bo nie wiem, czy dam sobie z nim radę.
Zgodnie z propozycją Mikleo postanowiłem się czymś zająć, więc zacząłem od sprzątania po obiedzie, przy okazji cały czas mając na oku troszkę naburmuszonego Merlina. Przynajmniej nie płakał i nie rozwalał wazonów siłą swojego umysłu, a to już dużo mi dawało. Chyba to, że wtedy mama tak strasznie się na niego zdenerwowała, sprawiło, że teraz był znacznie pokorniejszy, a to lepiej dla nas.
Kiedy kuchnia lśniła czystością, poświęciłem uwagę synowi, który zdecydowanie bardziej jej potrzebował. Trochę się z nim pobawiłem, troszkę porysowaliśmy, a kiedy nadeszła pora na jego popołudniową drzemkę, trochę mu poczytałem, dzięki czemu zasnął znacznie szybciej. Jak już jedno dziecko miałem z głowy, postanowiłem zając się drugim. Przez moment skontaktowałem się z Mikim, bo przecież trochę czasu minęło, ale finalnie zdecydowałem się na to, by dać mu spokój, przynajmniej na ten moment. Trochę też liczyłem na to, że Miki odezwie się pierwszy, bo inaczej jeszcze wyjdę na nadopiekuńczego męża.
Zdążyłem pomóc Misaki w zadaniach domowych, przygotowałem i posprzątałem po kolacji, położyłem dzieci spać i zmieniłem nawet nam pościel, a mój mąż nadal się nie odzywał, czym nieco mnie już denerwował. Gdybym się nie denerwował, właśnie w tym momencie brałbym kąpiel, ale Miki przecież w każdej chwili mógł potrzebować mojej pomocy, więc musiałem być w gotowości cały czas.
~ Już wracam, przepraszam, że tak długo – usłyszałem, kiedy robiłem pranie. Zacząłem się denerwować, więc musiałem sobie coś znaleźć do roboty, więc padło na pranie.
~ Wreszcie, już zaczynałem się martwić! Coś się stało, wszystko w porządku? – zapytałem, troszkę się uspokajając, ale tak tylko troszkę.
~ Tak, zasiedziałem się troszkę u mamy. Będę za jakieś dziesięć, piętnaście minut, skorzystam ze skrzydeł, by było szybciej.
Dziesięć, piętnaście minut... Pranie już kończyłem, wystarczyło je tylko szybko rozwiesić na suszarce, więc zdążyłbym mu przygotować relaksacyjną kąpiel, na którą na pewno miał ochotę. Każda podróż, nie ważne czy krótka, czy długa, była męcząca, więc kto nie miałby ochoty na wejście do balii pełnej gorącej wody, piany i pachnących olejków? Obym tylko się z tym wyrobił...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz