piątek, 18 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy tylko wszedłem do kuchni, od razu poprosiłem o coś gorącego do picia, by rozgrzać zmarznięte dłonie. By mieć jakieś wyczucie podczas pracy nad drewnem, musiałem zdjąć rękawiczki, a jako że pracowałem te cztery godziny ręce zdążyły mi mocno przemarznąć i nawet późniejsze założenie rękawiczek, kiedy szedłem po młodą, niewiele mi pomogło. Mój ukochany mąż oczywiście nastawił wodę, by się zagotowała, i jeszcze przy okazji sprawdził, w jakim stanie są moje dłonie. I chyba nie były w najlepszym, bo jego skóra była cudownie ciepła, podczas kiedy zawsze było na odwrót. Nie sądziłem, że zmarzłem aż tak. Dopiero teraz mój mąż mi to uświadomił, a tak konkretnie to jego dłonie. 
- A rękawiczki to gdzie? – dopytał gniewnie, mrużąc niebezpiecznie swoje oczy. 
- Musiałem je zdjąć, jak przygotowałem budę. Ale jak szedłem po Misaki, to założyłem je z powrotem – obroniłem się od razu, by Miki nie musiał być na mnie zły. 
- Jak tak dalej pójdzie, to sobie jeszcze palce odmrozisz – burknął, odwracając się do mnie plecami, by dokończyć przygotowanie mi herbaty. Cóż, kiedy prosiłem o coś gorącego, liczyłem rzecz jasna na kawę... nauczka dla mnie na przyszłość, następnym razem będę bardziej konkretny. 
- Daj spokój, nic mi nie będzie, dzisiaj już nad tym nie zamierzam pracować – wyjaśniłem, siadając przy stole na swoim miejscu. – Nie jest o jedną porcję za mało? – dopytałem zauważając, że na stole są tylko dwa talerze, dla mnie i Misaki. Merlin miał oczywiście swoją malutką porcję przy swoim krzesełku.
- Ja nie mam ochoty jeść. Proszę, herbata – odparł, stawiając kubek z gorącą cieczą przede mną. Od razu wziąłem go do rąk, by dogrzać przemarznięte palce. 
- Tato...? Mogłabym pójść do Nori’ego na weekend? Jego rodzice się zgadzają. I mama też – na ostatnie zdanie Misaki zerknąłem szybko na męża, który niewinnie wzruszył ramionami. Zero wsparcia z jego strony i wszystko na mojej głowie...
- A nie jesteś za młoda na takie rzeczy? – odparłem, nie chcąc za bardzo się na to zgodzić. Na urodziny mogłem, bo nie była jedynym zaproszonym dzieckiem, a nie chciałem, żeby ta przyjaźń przerodziła się w coś silniejszego tak krótkim czasie. Na miłość będzie jeszcze miała czas, zwłaszcza, jeżeli odziedziczyła po Mikim anielski sposób kochania. Jeżeli zakocha się w nieodpowiednim mężczyźnie, tak jak zrobił to Mikleo, nie uwolni się od niego tak łatwo, nawet jeżeli bardzo by tego chciała. – Dwie noce poza domem to chyba trochę za dużo.
- A gdyby to była tylko jedna noc, to byś się zgodził? – dopytała, patrząc na mnie z uwagą. To dziecko jest zdecydowanie za sprytne i za łatwo łapie mnie za słówka, zupełnie, jak mama. 
- Na jedną noc tak – przyznałem, chociaż z lekką niechęcią. Najchętniej w ogóle bym się nie zgodził, no ale musiałbym podać powód, dla którego nie chciałem... 
- Więc co to za różnica, jeżeli spędziłabym u niego dwie noce? – dalej nie chciała odpuścić, co mi się niekoniecznie podobało, do tej pory raczej słuchała się mnie bez żadnego gadania, a dzisiaj już zaczęły się takie pierwsze bunty. – U cioci Alishy mogłam spać, ile chcę. 
- Bo to jest rodzina, a nie oby ludzie. 
- Rodzice Nori’ego nie są obcy! – krzyknęła, podnosząc się z krzesła, wzbudzając tym samym zainteresowanie u Merlina i Mikleo. 
- Ja ich nie znam i ty ich nie znasz, to po pierwsze. A po drugie, nie podnoś na mnie głosu, bo jeszcze trochę  i w ogóle się nie zgodzę – powiedziałem spokojnie, kontynuując jedzenie. Takie wybuchy emocji już przerabiałem z Yukim, więc nie robiło to na mnie większego wrażenia. 
- Nienawidzę cię! – krzyknęła, biegnąc na górę do swojego pokoju. Nie powiem, te słowa mnie troszkę zabolały, no ale w przyszłości na pewno zrozumie, dlaczego tak postąpiłem. 
- Nie uważasz, że troszkę przesadziłeś? To tylko dwie noce, a oni są tylko dziećmi – odezwał się niepewnie Mikleo, zmartwiony całą tą sytuacją. 
- Przypominam ci, że ma trochę ponad trzy lata i jest w połowie aniołem. Nie chciałbym, aby zakochała się w niewłaściwym człowieku i później cierpiała. Właściwie, to nie jestem głodny, pójdę jeszcze trochę popracować nad budą – mruknąłem, odsuwając od siebie jedzenie, jakoś tak nagle tracąc apetyt mimo, że jeszcze przed chwilą byłem całkiem głodny...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz