Nie byłem do końca zadowolony z powodu tego, że mój mąż mnie nie obudził. Myślałem, że to przecież normalne, że ja odprowadzam i odbieram Misaki, podczas kiedy on zajmował się Merlinem. Faktycznie, kilka razy zdarzyło mi się tego nie zrobić, bo nie czułem się dobrze, albo zdarzało mi się zaspać, no ale gdyby mnie Mikleo dzisiaj obudził, to nie musiałbym sobie wliczać do kolekcji kolejnego dnia, w którym to byłem niekompetentny.
- Następnym razem po prostu mnie obudź i tak nie ryzykuj – poprosiłem, kontynuując przygotowywanie śniadania dla jego oraz Merlina, który zaraz na pewno obudzi się głodny i tyle będzie z naszego chwilowego spokoju.
- Nie robiłem nic niebezpiecznego, tylko odprowadziłem nasze dziecko do szkoły. Sam mnie kiedyś zachęcałeś, żebym wychodził do ludzi – przypomniał mi, podchodząc do mnie i przytulając się do moich pleców. Na jego szczęście aktualnie jedynie smażyłem jajecznicę, więc za bardzo ruszać się nie musiałem, więc mógł się do mnie przytulać w ten sposób, ile tylko chciał.
- Tak, ale to było zanim jakiś idiota cię pobił – bąknąłem, denerwując się już na samo wspomnienie z tamtego dnia. Myślałem, że zabiję tego gnojka, który śmiał podnieść rękę na moją Owieczkę i pewnie gdybym się wtedy nie powstrzymał i oddał kontrolę temu złemu, najpewniej biłbym go, dopóki nie przestałby się ruszać. Zrobiłbym wszystko, byleby tylko zapewnić bezpieczeństwo dzieciom i mojemu mężowi, dosłownie i w przenośni. W końcu złego pasterza zabiłem, dzięki czemu Miki, Yuki, a nawet Misaki mogą być pewni, że żaden psychopata nie będzie czyhał na ich krew.
- Ale już się nim zająłeś. I tak właściwie, spotkałem dzisiaj tego mężczyznę na mieście – na jego słowa odwróciłem się gwałtownie w jego stronę czując, jak już podnosi mi się ciśnienie. Jeśli zaraz się dowiem, że chociażby na niego krzywo spojrzał, byłem w stanie przejść się do miasta, znaleźć go i znowu mu przyłożyć. – Spokojnie, zaraz odwrócił wzrok i uciekł w drugą stronę – dodał szybko, na co jedynie pokiwałem głową i spokojnie wróciłem do podsmażania jajek.
- Ma szczęście. Pójdziesz po Merlina? Ja w międzyczasie dokończę tę jajecznicę – poprosiłem słysząc, że nasz syn głośno domagał się uwagi, i to najlepiej, by to mamusia zwróciła na niego uwagę.
- Pewnie – odpowiedział, odsuwając się od moich pleców i znikając na górze.
Ja w międzyczasie wyłożyłem talerz dla mojego męża i miseczkę dla syna, po czym wyłożyłem na te naczynia jajecznicę, odpowiednio je doprawiając zastanawiając się, co mógłbym dzisiaj robić. Merlin na pewno nie będzie chciał odstąpić mamy o krok, więc na chwile prywatności raczej nie ma co liczyć, dom jest w całkiem niezłym stanie, więc za bardzo go sprzątać jeszcze nie muszę... może więc zacznę robić tę budę? Powoli mógłbym się za to zabrać, zwłaszcza, że i tak nie zrobiłbym jej w jeden dzień. Chociaż, gdybym się tak troszkę pospieszył... albo nie, lepiej nie, wolałem, zrobić to porządnie, a aby zrobić to porządnie, musze robić to dokładnie i powoli...
- Proszę, smacznego – odezwałem się, kiedy moje dwa słoneczka zeszły na dół.
- Czekaj, to dla mnie? A co ze śniadaniem dla ciebie? – dopytał, zaskoczony tym, że przygotowałem posiłek jemu, a nie sobie.
- Ja już jadłem – przyznałem, mając na myśli oczywiście to, że wypiłem kawę. Ona w zupełności wystarczała mi na śniadanie. – Przypilnujesz trochę Merlina? Poszedłbym do szopy i powoli zabrałbym się za tę budę – zaproponowałem, przyglądając się mu uważnie. Wolałbym się zabrać za to, kiedy jest widno i w miarę ciepło, nie planuję siedzieć w tej szopie wieczorami, aż tak mi się z tą budą nie spieszy...
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz