sobota, 19 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Skupiony na tym, by jak najlepiej oszlifować drewno, początkowo nawet nie zwróciłem uwagi na męża. Nie chciałem w końcu przypadkiem stracić palca, ponieważ takie funkcjonowanie bez palca mogłoby być odrobinkę trudne... chociaż, to też zależało od tego, jakiego palca bym stracił. No ale nie straciłem, więc nie ma co tego roztrząsać. 
- Jasno określiłem swoje stanowisko w tej sprawie – odparłem, upewniając się, że deska ma odpowiednią długość. 
- A może jeszcze to przemyślisz? Bardzo przeżyła twoją odmowę – dalej próbował mnie przekonać, nie za bardzo chcąc odpuścić. 
- Nie odmówiłem jej, tylko oznajmiłem, że może tylko na jedną noc. Z naszej dwójki ktoś musi być tym konsekwentnym rodzicem – wyjaśniłem mu, przykładając dłonie do ust i zaczynając w nie chuchać, by choć troszkę je ogrzać. Znowu strasznie mi one zmarzły i nawet trochę bolały, miałem lekki problem, by nimi poruszać, no ale do domu nie chciałem wracać. Jakoś tak nie miałem na to wielkiej ochoty. 
- Sorey, właśnie wróciłem z jej pokoju i musiałem ją uspokajać, bo płakała. Powiedziała mi, że to jest jej jedyny przyjaciel. Ten weekend jest dla niej bardziej niż ważny, i nie ma żadnego powodu, by jej odmawiać. Będzie nocować w tym samym mieście, jego rodziców też przecież kojarzysz ze szkoły, więc w czym leży problem? – zapytał, podchodząc do mnie tak, bym mógł na niego patrzeć. 
- Chcę jej oszczędzić bólu w razie gdyby zakochała się nieodpowiednim chłopaku. Nie wiemy, jak bardzo jest człowiekiem, a jak bardzo aniołem. Jeżeli tak jak ty może zakochać się tylko raz w życiu to nie chcę, by obdarzyła tym uczuciem niewłaściwego chłopaka – wyjaśniłem, chowając ręce do kieszeni. A czy on przypadkiem czegoś nie zapomniał? Gdzie ma płaszcz? Przecież po coś mu go kupiłem, i to na pewno nie po to, by teraz tak po prostu sobie wisiał na wieszaku. 
- Nie ochronisz jej przed całym złem tego świata, niektóre rzeczy musi przeżyć na własnych skórze, bo inaczej niczego się nie nauczy. Niezdrowe jest trzymać dziecko pod kloszem. W ten sposób zachowujesz się jak dziadek – jego słowa trochę mnie zabolały, nie powiem, i to nawet bardziej niż te Misaki. 
- Więc porównujesz mnie do tyrana, który zrobił ci pranie mózgu i wypaczył poczucie własnej wartości? Sugerujesz mi, że to samo robię naszym dzieciom? – zapytałem, mrużąc gniewnie oczy, czując się tym naprawdę dotknięty. Nie jestem jak dziadek i nigdy nim nie będę, tylko nie rozumiem, dlaczego Mikleo tak mnie postrzega. Owszem, jestem surowy, ale nie jestem tyranem. Chyba... nie no, na pewno nie, przecież nie zachowuję się jak on. 
- Nie to miałem na myśli... 
- A właśnie tak to zabrzmiało. 
- Wiesz co? Przesadzasz, i to stanowczo za mocno. Ochłoń trochę i poważnie się nad sobą zastanów, a może zauważysz, że swoim zachowaniem jedynie krzywdzisz Misaki – odpowiedział mi gniewnie, po czym zostawił mnie samego. 
Wziąłem głęboki wdech i wydech czując, że moje serce znowu bardzo to przeżywa, a ja już sam nie byłem pewien, co tak właściwie czułem. Czy byłem smutny, zdenerwowany, wściekły czy zawiedziony, nie wiedziałem. I jeśli byłem zły, to na kogo; na Mikleo czy na siebie samego. Jak moje serce już trochę przestało mnie boleć, powróciłem do robienia budy. Nadal jednak byłem kontrolowany przez silne emocje, więc wystarczyła chwila nieuwagi, by się zranić. Na wewnętrznej części dłoni pozostawiłem sobie dość głębokie i bolesne rozcięcie. Przekląłem dosyć szpetnie i zaraz próbowałem uleczyć tę ranę... no właśnie, próbowałem, ale coś mi nie wychodziło. Chyba dlatego, że byłem zbyt rozkojarzony. By za bardzo nie pobrudzić stanowiska pracy ani później domu, owinąłem dłoń jakąś szmatką, która tak właściwie jakoś specjalnie za czysta nie była, ale aktualnie nic innego pod ręką nie miałem. 
Zamknąłem za sobą szopę i szybkim krokiem skierowałem się do domu, przyciskając dłoń do piersi. Tam jedynie zdjąłem buty i w płaszczu poszedłem do łazienki, bez słowa mijając Mikleo w kuchni, nie mając za bardzo ochoty na rozmowę z nim, trochę mając mu za złe to, że porównał mnie do dziadka. W drodze do łazienki minąłem Misaki, przez której spuchnięte, zaczerwienione oczka poczułem się okropnie, ale wiedziałem, że nie mogę jej ulec. Nie może by tak, że dziecko zacznie płakać i od razu dostaje to, czego chce, nawet jeśli jest to moja córeczka. Poza tym, robię to dla jej dobra, tylko jeszcze o tym nie wie...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz