Doskonale go rozumiałem, w końcu nie na co dzień jesteśmy w stanie dowiedzieć się czegoś o swoich zmarłych rodzicach, których się nie pamięta, bo było się na to zbyt małym. A więc czy to coś złego? Nie sądzę wręcz przeciwnie to naturalne, że się ich nie pamiętam, bo tak naprawdę nie było się w stanie ich poznać.
- Nie przejmuj się, byłeś mały, miałeś prawo nie zapamiętać jej - Odezwałem się, nie chcąc, aby czół poczucie winy z powodu tego, że ja zapominał. - I proszę cię, nie obwiniaj się za to, że umarła - Dodałem, znając go na tyle dobrze, aby wiedząc, że gdzieś tam z tyłu głowy ma takie myśli.
- Czytasz mi w myślach? - Zapytał, nie ukrywając zaskoczenia, a więc jednak miałem rację, obwinia się, za wszystko to, czego zmienić nie mógł.
- Nie muszę, znam cię dosłownie od zawsze i umiem rozpoznać, gdy bierzesz winę za coś, za co winy nie powinieneś brać - Wyjaśniłem, patrząc spokojnie w jego oczy, kładąc dłoń na jego policzku, chcąc podnieść go na duchu, mając nadzieje, że te złe myśli odstąpią, a on przestanie obwiniać się za śmierć swojej mamy.
Mój mąż westchnął cicho, kładąc się do łóżka, przytulając do mnie, zamykając oczy, dając mi niemą informację, abym odpuścił temat, co uczyniłem bez zastanowienia, mimo że bardzo chciałem z nim o tym porozmawiać, chciałem podnieść na duchu pocieszyć, jeśli jest taka konieczność, jednak jeśli nie chce o tym rozmawiać, naciskać nie będę, nie tym razem.
- Dobranoc kochanie - Szepnąłem, całując go w policzek, nakrywając nas ciepłą kołdrą, wtulając się mocno w ciało męża.
- Dobranoc - Odpowiedział cicho, nie rozmawiając już ze mną dzisiejszego wieczoru, nie żebym się tego nie spodziewał, znam już trochę męża i wiem, że w momencie załamania musi wszystko samotnie sobie przemyśleć, nim zacznie rozmawiać ze mną na trapiący go temat, oby tylko i tym razem było tak samo.
- Kocham cię - Wyszeptałem, widząc jego spokojny wyraz twarzy, niech śpi, może przynajmniej to pomoże mu wyrzucić z głowy złe myśli, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Nie mogąc jeszcze spać, leżałem przy nim. Pilnując, aby żaden koszmar go nie dopadł, nim sam odpłynąłem do krainy morfeusza..
Dzień następny zaczął się bardzo spokojnie, wraz z mamą przygotowałem śniadanie dla całej rodziny, ciesząc się ostatnimi chwilami z mamą, która po śniadaniu wybawiła się z dziećmi, opowiedziała jeszcze trochę mojemu mężowi o jego przeszłość, zjadła z nami obiad i już chciała wyruszać w podróż całkiem sama. Nie mogąc się na to zgodzić, musząc odprowadzić mamę do jej domu, aby była bezpieczna, a później sam wrócę do domu.
- Może odprowadzę twoją mamę - Zaproponował, mój mąż chętny do odprowadzenia mojej mamy do domu.
- Zostań z dziećmi, a ja to zrobię, chciałbym jeszcze trochę czasu spędzić z mamą - Przyznałem, zakładając ciepłą kurtkę na swoje ramiona.
- Jesteś pewien? Nie chcę, aby coś ci się stało - Wyznał, kładąc dłoń na moim policzku, uważnie mi się przyglądając.
- Sorey, nie jestem dzieckiem dam sobie radę, w razie co będę się z tobą kontaktować dobrze? Nic mi nie będzie - Zapewniłem, uśmiechając się do niego ciepło, stając na palcach, łącząc nasze usta w pocałunku, nie chcąc, aby się o mnie martwił, nie ma takich potrzeby.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz