Przez moment zrobiło mi się gorąco, bo bałem się, że Miki odkryje tę moją małą niespodziankę, no ale najwidoczniej niczego się nie domyśla. Pewnie nadal nie do końca pamięta o swoich urodzinach, bo przecież on nie ma urodzin, no ale to nic, najważniejsze, że cała reszta o nich pamięta. I tak jestem z niego bardzo dumny, bo ostatnio udało mu się zapamiętać datę naszego ślubu, chociaż pewnie trochę też pomógł mu w tym jeden z moich prezentów. Ten naszyjnik z wygrawerowaną datą był bardzo dobrym pomysłem.
- Zrób, co ci serce podpowiada, bo wszystko, co zrobisz, będzie wspaniale – powiedziałem, całując go w policzek. Jedna łazienka wysprzątana, po obiedzie zabiorę się za drugą, a jutro ogarnę korytarze i schody oraz sprawdzę, jak tam w pokojach dzieciaków i porządki będą skończone. – Pójdę chyba dzisiaj na zakupy, jak będę odbierał Misaki, wziąć coś? – dopytałem, siadając przy stole. Mam jeszcze trochę czasu do wyjścia, więc mogłem odpocząć... i może sobie zrobię jakąś kawę? Chyba to dobry pomysł, bo pomimo znalezienia sobie zajęcia, nadal byłem zmęczony. I czym się tak zmęczyłem, to nie mam pojęcia, więc trochę tak wstyd mi było teraz położyć się spać. Musiałem w końcu zasłużyć na odpoczynek, a co ja zrobiłem do tej pory? Jedynie posprzątałem salon i kuchnię, a to stanowczo za mało.
- Najlepiej wszystko, straszne pustki mamy, ale nie kłopocz się tym, ja chciałem iść zrobić zakupy, byłaby to dla mnie miła odmiana – na jego słowa uniosłem w powątpieniu jedną brew. I on myśli, że puszczę go do tych ludzi samego i każę mu dźwigać ciężkie zakupy? Byłbym okropnym mężem, gdybym na to pozwolił.
- Mówiłem ci jakiś czas temu, że nie puszczę cię nigdzie samego – przypomniałem mu, wstając od stołu, by zrobić sobie kawę.
- Więc może pójdziemy wszyscy razem? – zaproponował, uśmiechając się do mnie delikatnie. To nie był taki zły pomysł... no ale zimno było, nie ma co Merlina narażać na przeziębienie, a jak pójdę tylko z Misaki, to szybko się uwiniemy.
- Ja to załatwię, a ty sobie odpoczywaj – odparłem, nie chcąc zmienić zdania. Jak dla mnie nadal powinien oszczędzać swoją nogę, a takie dźwiganie na pewno nie wpłynie na nią dobrze...
Kiedy wypiłem kawę, ku niezadowoleniu mojego męża, ubrałem się ciepło i tak jak mu wcześniej mówiłem, poszedłem po Misaki i później na zakupy. Jako, że nie miałem konkretnych wytycznych od męża, kupiłem wszystkiego po trochu, z czego produktów, które były potrzebne do przygotowania ciasta, wziąłem nieco więcej... i jak tak wszystko się kupiło, to w sumie te siatki były całkiem ciężkie. Ja miałem lekki problem, by się z tym wszystkim zabrać, a jak Miki miałby się z tym zabrać? Dobrze, że jak zwykle postawiłem na swoim.
- Wróciliśmy! – zawołała Misaki, zdejmując buciki i kurteczkę.
- Hej, bardzo zmarznięci? – zapytał Mikleo z kuchni.
- Nie – odpowiedziała dziewczynka, a ja pod jej słowami raczej bym się nie podpisał. Nie sądziłem, że będzie na zewnątrz aż tak zimno, no i nie wziąłem ze sobą ani rękawiczek, ani szalika... na początku wcale nie było tak źle, i dopiero z czasem okazało się, że to nie był wcale tak dobry pomysł. Lepiej nie będę nic o tym wspominać Mikleo, by się o mnie za bardzo nie martwił.
- A ja tak troszeczkę – powiedziałem niewinnie, wchodząc do kuchni i stawiając torby z zakupami na stole. – Pięknie pachnie – uśmiechnąłem się do niego delikatnie, odwracając się w jego stronę, by pocałować go w policzek.
- Jesteś strasznie zimny, ubrałeś się dobrze? – odezwał się, kiedy odsunąłem się od niego. Już chciałem mu powiedzieć, że tak, ale ubiegła mnie moja księżniczka mówiąc, że nie miałem ani szalika, ani czapki, ani niczego. – Będziesz chory, zobaczysz – bąknął, będąc chyba na mnie troszkę zły.
- Nie będę, po prostu trochę się zahartowałem – odparłem, szczerząc się głupkowato. Nie mogłem być chory, nie teraz... chyba tak na wszelki będę musiał wypić te obrzydliwe zioła i to jeszcze bez soku, bo wtedy działają one najlepiej. Normalnie bym tego nie zrobił, ale na urodziny mojego męża musiałem być w jak najlepszym stanie, więc się troszkę poświęcę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz