Było mi wstyd, naprawdę wstyd z tego, jak jestem słaby j beznadziejnie nieudolny z powodu choroby, przez moje słabe ciało Sorey nie może wypoczywać, bo nawet po głupią szklankę wody nie mogłem sam iść.
Nie czując się najlepiej, z powodu tego, jak beznadziejnie słaby jestem.
- Proszę twoja woda - Nim się obejrzałem, mój mąż przyniósł mi szklankę z wodą, pomagając w piciu, dostrzegając jak beznadziejny jestem, nawet i w tym.
- Dziękuję i przepraszam - Podziękowałem za wodę i otarcie krwi z mojej skroni, a przeprosiłem za to, jaki problem sprawiam mu swoją słabą kondycją.
- Przepraszasz? Za co mnie przepraszasz? - Dopytał, odstawiając pustą szklankę na szafkę nocną.
- Za to, że sprawiam ci tak wielki problem, tym jak słaby jestem z powodu przeziębienia - Przyznałem, czując się z tym naprawdę źle, tak strasznie chcąc coś ze sobą zrobić, tylko nie miałem pojęcia co a wszystko dlatego, że nie miałem siły nic robić, a bardzo bym tego chciał.
- Owieczko nie masz mnie za co przepraszać i ty opiekowałeś się mną, gdy ja byłem chory, dla tego teraz ja zaopiekuje się tobą - Zapewnił mnie, chwytając moją dłoń, którą ucałował, nie przestając się ciepło do mnie uśmiechać.
Ja to jednak mam cudownego faceta i chyba na lepszego trafić bym nigdy nie mógł nawet, mimo że on sam sądzi inaczej.
- Kocham cię - Odezwałem się, zmęczonym głosem starając się uśmiechać, mimo że i to wcale takie proste nie było.
- I ja ciebie kocham aniele, a teraz już śpij - Wyszeptał, całując moje czoło, kładąc się obok mnie, pozwalając mi przytulić się do niego, co pozwoliło mi zasnąć, znacznie szybciej zapominając o wszelakich problemach.
Kolejne dni upłynęły mi monotonnie, nic się nie działo prócz tego, że za każdym razem, kiedy chciałem sam wstać, kręciło mi się w głowie i nici ze wstawania.
Na szczęście w końcu udało mi się wyleczyć, a moje ciało wróciło do znacznie lepszej kondycji, dzięki czemu mogłem samodzielnie chodzić, a nawet górować nie mówiąc już o opiece nad dziećmi, mimo wszystko będę wciąż pod stałym nadzorem męża, bo przecież nie wiadomo czy aby na pewno już w stu procentach wyzdrowiałem.
- Sorey bardzo cię proszę, czuje się już dobrze, nie musisz się nade mną tak trząść - Odezwałem się, troszeczkę już zmęczony jego kontrolowaniem tego, co robię i czy aby na pewno dobrze się czuje, bo a nuż coś mi się zaraz stanie.
- Jesteś pewien? Bardzo długo leżałeś w łóżku i masz prawo być osłabiony - Wyznał, podchodząc bliżej mnie, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Jestem pewien, czuje się już dobrze i zobacz, sam gotuję obiad, a gdybym czuł się źle, na pewno bym go nie gotował prawda? No prawda, a więc uciekaj się położyć I wreszcie zadbaj o siebie, a nie tylko martwisz się o nas - Poprosiłem, całując delikatnie jego usta, naprawdę chcąc, aby wypoczął, zasługuje na to, naprawdę na to zasługuje.
- Wolałbym pobyć z tobą, a nie odpoczywać - Gdy to powiedział, położył ręce na moich biodrach, drażniąc się ze mną dla zabawy, najwidoczniej brakowało mu czegoś po tak długim czasie.
- Ja wiem, że moja skromna osoba cię interesuje, jednakże powinieneś pójść, się położyć I odpocząć, a nie tracić czas na drażnienie się ze mną - Zażartowałem, kładąc dłonie na jego ramionach, uśmiechając się w najsłodszy sposób, jaki tylko byłem w stanie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz