Nie były to tak idealne urodziny, jakie sobie wyobrażałem, dlatego niezbyt rozumiałem jego zachwyt tym dniem. I fryzura, którą mu zaplotłem wymagała poprawek, a ciasto... cóż, strasznie było mi za nie wstyd. Nie wyrzuciłem go, ale też nie podałem. Zrobiłem to, co wcześniej planowałem, czyli przełożyłem kremem i oblałem polewką z czekolady, ale nie podałem go gościom, a zaniosłem do piwnicy, by się wszystko schłodziło i ścięło. Może jutro go podam mojej rodzinie, a jak im nie zasmakuje to się go wyrzuci. Tak właściwie gdyby nie nalegania mojego męża, już dawno wylądowałby on w koszu. Na szczęście Alisha uratowała przyjęcie, przynosząc ze sobą przepyszne ciasto...
- Cieszyć się, odprężyć i niczym nie przejmować – powiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. W końcu dzień się jeszcze nie skończył, nadal trwało jego święto, on powinien odpocząć, a ja zabrać się za sprzątanie po tej małej, całkiem spokojnej imprezie. Zaveid był z tego faktu trochę niezbyt zadowolony, no ale jego zdaniem się niezbyt przejmowałem, dla mnie najważniejsze było szczęście mojego aniołka. No i jeszcze dzieci, ale one raczej nie miały na co narzekać.
- Jestem bardzo ucieszony, odprężony i niczym się nie przejmuję. Brakuje mi jednak w tym wszystkim mojego kochanego męża – wymruczał, bez żadnego ostrzeżenia siadając na moich kolanach i popychając mnie tak, bym oparł plecy o kanapę.
- Twój kochany mąż musi posprzątać – wyjaśniłem chcąc mu dać delikatnie znać, że mam jeszcze coś dzisiaj do zrobienia, zanim będę mógł odpocząć wraz z nim.
- Daj już spokój z tym sprzątaniem, zrobiłeś dzisiaj wspaniałą robotę, lepszych urodzin sobie wyobrazić nie mogłem – przyznał, poprawiając niby od niechcenia kołnierzyk mojej koszuli.
- A ja mogłem, w moich myślach wyglądało to znacznie... – zacząłem, ale rzecz jasna mój mąż nie pozwolił mi dokończyć, łącząc nasze usta w pocałunku.
I to był znacznie bardziej intensywny i agresywny pocałunek, niż ten z rana. Lekko mnie to zaskoczyło, na co dzień nasze pocałunki były raczej subtelne, a ten... przyznam, lekko mnie zachęcił do działania. Odwzajemniłem ten pocałunek, przenosząc swoje dłonie na jego pośladki i ściskając je nieco mocniej niż zazwyczaj. Miki na ten gest zamruczał cicho, troszkę jak kot, samemu także postanawiając zacząć coś działać ze swoimi dłońmi. Jedną wsunął w moje włosy, przylegając do mojego ciała jeszcze bardziej, a drugą skierował do paska przy moich spodniach, próbując go odpiąć, co niezbyt mu się udawało. Czy to dlatego, że był za bardzo podekscytowany, czy po prostu jedną ręką było mu trudno, ale mu się to nie udało, dopóki nie odsunęliśmy się od siebie, by w końcu złapać oddech.
- Głupi pasek – wyburczał, zsuwając się z moich kolan i klękając obok mnie, by całkowicie skupić się na tym nieszczęsnym pasku. W sumie, jak się na tym tak skupił, to trochę mu nawet lepiej szło, martwiła mnie jednak rzecz, chyba nie powinniśmy robić tego w salonie.
- Miki, nie powinniśmy, dzieci mogą w każdej chwili... – i zamiast dokończyć zdanie, z moich ust wydobyło się głębokie westchnięcie. Mikleo w końcu udało się uporać z moim paskiem i dobrał się do mojego przyrodzenia, po czym zaczął je masować przez materiał bielizny.
- Dzieci śpią, więc póki będziesz cicho, nic się nie powinno stać – wymruczał, ewidentnie z siebie zadowolony i ucałował mnie delikatnie w to najwrażliwsze miejsce i mimo, że to także było przez materiał, było to niezwykle przyjemne.
- Wydaje mi się, że z nas dwóch to nie ja powinienem się martwić o zachowanie ciszy – odpowiedziałem nieco złośliwie, kiedy już udało mi się trochę unormować oddech, a chwilkę mi to zajęło. To niezbyt mi się podobało, zdecydowanie wolałem, kiedy to ja miałem wszystko pod kontrolą, a w tym momencie to Miki owinął mnie sobie wokół palca, o czym mi przypomniał, bez żadnego ostrzeżenia, odsłaniając mojego przyjaciela i biorąc go do ust, co zaparło mi dech w piersiach.
Nie spodziewałem się, że ten dzień zakończy się w tak przyjemny sposób. Sądziłem, że Miki, lekko podpity, szybko pójdzie spać, a ja dołączę do niego dopiero, jak posprzątam. Chociaż, jak tak teraz sobie myślę, to też coś w tym było, bo kiedy mój mąż dokończył robotę swoimi ustami, poczułem się zobligowany do odwdzięczenia się za tę wspaniałą przyjemność. Po wszystkim jeszcze przez kilka chwil leżeliśmy na kanapie, cicho się ze sobą drocząc, aż nie musiałem iść na moment do łazienki. Kiedy wróciłem, zastałem mojego męża śpiącego, czemu się nie dziwiłem, miał pełne prawo być zmęczony. Okryłem jego ciało swoją koszulą, a następnie wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni, by nie męczył swojego ciała na tej niewygodnej kanapie. Ostatkiem sił ogarnąłem jako tako dół postanawiając, że dokończę sprzątanie jutro rano. Jak dobrze, że był już weekend i nie musiałem jej odprowadzać do szkoły... po tym ogarnąłem się szybko w łazience i poszedłem do sypialni, gdzie od razu walnąłem się na łóżko i wtuliłem się w cudnie pachnące ciało mojego męża. Troszkę też pachniało od niego winem, no ale powiedzmy, że było to do przeżycia. Miałem nadzieję, że naprawdę tak dobrze się bawił w tym dniu, a nie mówił mi tak tylko dlatego, by było mi miło, zwłaszcza, że nie było to zbyt idealne święto...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz