poniedziałek, 14 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zmęczony jak nigdy spałem u boku mojego męża, śniąc o naszym dzieciństwie, które było naprawdę dobre, przynajmniej do czasu nim rozpętała się wojna, w którym to nas rozdzielono, zmuszając do życia bez siebie.
Ciesząc się w śnie tą beztroską, czułem się wolny i znów naprawdę szczęśliwy I jeszcze tę radość mojego męża była czymś naprawdę cudownym, tak strasznie mi jej czasem brakuje..
Wyspany otworzyłem powoli oczy, przecierając je dłonią, dostrzegając zaciekawione spojrzenie mojego męża, ciekawe, dlaczego mi się tak przygląda, zrobiłem coś ciekawego? Raczej nie przecież spałem a może w śnie? Sam nie wiem, czuję mimo to, że się dowiem, szybciej niż zdaję sobie z tego sprawę.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Dopytałem, rozciągając się leniwie, czując się znacznie lepiej, konsekwencję mojej choroby są naprawdę irytujące, ciągle zmęczenie po zbyt długiej pracy, aż jestem ciekaw, ile jeszcze będę utrapieniem dla męża i siebie samego.
- Mówiłeś przez sen - Wyznał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczyły, nie spodziewałem się, że mówię przez sen, a i nigdy Sorey nie mówił mi o czymś takim jak mówienie przez sen.
- I co mówiłem? - Dopytałem tak z ciekawości, podnosząc się do siadu, rozciągając leniwie swoje zastygłe mięśnie.
- Wołałeś kilka razy moje imię, mówiłeś coś o tym, że coś jest niebezpieczne, a potem stwierdziłeś, że jestem niemożliwy - Wyjaśnił, głaszcząc mnie po policzku, uśmiechając się do mnie. - Aż chciałbym wiedzieć, co ci się śniło - Dodał po chwili, bawiąc się moimi włosami.
- Co mi się śniło? Ty mi się śniłeś i nasze podróże po ruinach - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Tęsknisz za podróżami? - Na to pytanie kiwnąłem głową, cicho wzdychając, cóż nasze życie jest cudowne i bardzo je lubię, ale mimo wszystko czasem brakuje mi tej wolności, której oboje potrzebujemy bez dzieci i oczu wpatrujących się w nas z każdej strony.
- Czasem tak i to czasem nawet bardzo - Przyznałem, przytulając się do niego, mrucząc cicho z zadowolenia, ciesząc się z bliskości swojego męża.
- Jeszcze troszeczkę mój aniele dzieci, chociaż troszeczkę dorosną, a wtedy my będziemy mogli wyruszyć na wyprawę - Odparł, głaszcząc mnie po plecach, co przyznam, było bardzo przyjemne.
- Obiecujesz? - Zapytałem, tak dla pewności unosząc głowę ku górze.
- Obiecuję - Zapewnił, całując mnie w czoło.
I tak właśnie przyjemnie spędziliśmy kilka długich chwil, rozmawiając o wszystkim i niczym ciesząc się swoją obecnością.
- Mama! - Zawołał nasz mały synek, kończąc nasz przyjemny czas, sam na sam, no nic tak już jest rola rodzica.
- Idę do niego - Odezwałem się, łącząc nasze usta w szybkim pocałunku, wychodząc z pocałunku, aby jak najszybciej zjawić się w pokoju synka.
- Już jestem, nie płacz skarbie - Odezwałem się do synka, biorąc go na ręce, przytulając do siebie, głaszcząc po główce, całując w główkę.
- Głodny mama - Zwrócił się do mnie, a ja bez zbędnego gadania zabrałem go ze sobą do kuchni, gdzie znajdował się już mój mąż, robiąc kolację dla Misaki która również znajdowała się w kuchni, podbiegając do mnie, gdy tylko szedłem do kuchni.
- Sorey zrób owsiankę Merlinowi - Poprosiłem, przytulając do siebie córkę.
- Dobrze - Odpowiedział, krótko robiąc kolację, gdy ja zajmowałem się naszymi dziećmi, nie chcąc, aby przeszkadzały tacie w przygotowywaniu kolacji dla nich samych.


<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz