Byłem na niego zły za jego nieodpowiedzialne zachowanie, przecież mógł sobie coś zrobić, chociażby nawet spaść ze schodów, mój panie daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to go zamorduję.
Wzdychając ciężko, zabrałem się do pracy, przygotowując śniadanie dla mojego męża, a z powodu tego, że przespał cały weekend, postanowiłem zrobić mu coś lekkiego do jedzenia, stawiając na owsiankę, która powinna mu smakować z resztą i tak nie ma innego wyjścia sam i tak nic sobie nie przygotuje.
Litując się nad nim, zrobiłem mu nawet kawę, którą przyniosłem mu do salonu wraz z owsianką.
- Proszę, smacznego - Stawiając przed nim jedzenie i kawę, siadając obok niego, zerkając kątem oka na to, co robi mój mąż, dostrzegając to, jak nie do końca dobrze idzie mu jedzenie, najwidoczniej był tak osłabiony, że nawet trzymanie w ręce łyżki sprawiało mu spory problem.
- Daj, pomogę ci - Odezwałem się, biorąc od niego łyżkę, bez większego problemu zaczynając karmić męża, który o dziwo nie narzekał, mimo że nie podobało mu się to ani trochę, a dało się to doskonale przyuważyć ze sposobu jego patrzenia na mnie, gdy przysuwałem mu kolejną łyżkę do ust.
Nie przejmowałem się jego krzywym spojrzeniem, zrobiłem to, co było moim obowiązkiem, pomagając mu wypić kawę.
- Najedzony? Czujesz się już lepiej? - Zapytałem, zabierając puste naczynia do kuchni, gdzie później wszystkie je umyje, a ja na razie muszę zaprowadzić Soreya do łóżka i dopilnować, aby porządnie odpoczął.
- Czuje się dobrze i jestem w stanie sam już coś zrobić - Na jego słowa kiwnąłem głową, oczywiście wierząc mu, tak mu wierząc, że bez gadania zatargałem go do łóżka, gdzie kazałem mu leżeć i odpoczywać tak długo, jak tylko jego organizm tego będzie potrzebował.- Nie musisz traktować mnie jak dziecko - Burknął cicho pod nosem.
- Nie zachowuj się jak dziecko to i nie będziesz traktowany jak dziecko - Mruknąłem, siadając na brzegu łóżka, patrząc na męża, który westchnął ciężko, przewracając oczami.
- Co się w ogóle stało? - Zmienił temat, wypytując o dzień, w którym przez swoją głupotę mógł umrzeć.
- Straciłeś przytomność na kilka dni z powodu zakażenia, nie zadbałeś o swoją ranę na ręce, medyk twierdzi, że miałeś więcej szczęścia niż rozumu, mogąc nawet umrzeć z powodu zakażenia - Mruknąłem, mając ochotę walnąć go w ten tępy łeb za jego głupotę, a przecież chciałem mu pomóc, a zamiast tego nakrzyczał na mnie, tak jakbym to ja był tym złym, tylko dlatego, że chciałem mu pomóc..
- Naprawdę? Co mamy dziś za dzień? I gdzie jest Misaki? - Pytał dalej, zaskoczony tym, co do niego mówiłem.
- Mamy poniedziałek, Misaki jest w szkole. Rodzice Nori'ego odprowadza ją do domu - Odpowiedziałem spokojnie, kładąc się obok niego na chwile do łóżka, przynajmniej dopóki Merlin śpi, bo gdy się już obudzi, nie będę miał okazji spać, a przyznam szczerze, chętnie zamknąłbym oczy na kilka minutek.
- Dlaczego rodzice Nori'ego zabierają Misaki do szkoły? - Od razu zareagował, a w jego głosie można było usłyszeć niechęć mieszaną z pretensją.
- A dlaczego nie? Misaki i Nori się przyjaźnią, a rodzice chłopca nie mają nic przeciwko, tak więc ja nie mam powodu, aby się nie zgodzić - Wyznałem zgodnie z prawdą.
- Nori był tu przez cały weekend? - Znów zmienił temat, mimo wszystko wciąż pytając o chłopca.
- Tak, był tu całe dwa dnia, świetnie bawiąc się z Misaki i nawet Merlin dobrze się z nimi bawił - Wyjaśniłem co i tak nie spodobało się mojemu mężowi, który najwidoczniej nadal nie chciał, aby dzieciaki się przyjaźniły.
- Mówiłem ci, już coś o ich przyjaźni - Odparł niezadowolony.
- Sorey bardzo cię proszę to tylko przyjaciele i nawet jeśli kiedyś się w sobie zakochają to ty i tak nie możesz nic na to poradzić, pozwól Misaki żyć własnym życiem i chroń ją od złego, ale nie chroń jej od błędów, które musi popełnić, aby nauczyć się życia - Poprosiłem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, nie chcąc się z nim kłócić, ostatnio już i tak żyjemy ze sobą troszeczkę, jak pies z kotem a wszystko to z powodu dzieci, a to nie zdrowe dla związku.
<Pasterzyku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz