sobota, 26 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem mocno zaskoczony, kiedy ujrzałem Alishę w progu naszych drzwi. Nie spodziewałem się jej ani dzisiaj, ani w jakimś najbliższym czasie. W końcu była w stanie brzemiennym i powinna dużo odpoczywać. Gdyby była moją żoną pilnowałbym, by się nie przemęczała, miała wszystko, czego tylko zapragnęła i nosiłbym ją na rękach, no ale to tylko ja. No i też nie byłem królem z dziwnymi i niezbyt przyjemnymi obowiązkami, no i nie dysponowałem żadnym sztabem służących, żołnierzy i prywatnych medyków... ale i tak starałbym się zwracać uwagę na brzemienną żonę. 
- Ale jesteś pewna? Powinnaś teraz dużo odpoczywać, a opieka nad taką dwójką potrafi porządnie wymęczyć anioła, a co dopiero człowieka – odpowiedziałem, stawiając przed Alishą owocową herbatę, o którą prosiła. 
- Przesadzasz, zobacz, jaki z niego słodziak. Nic, tylko schrupać – powiedziała, uśmiechając się szeroko do chłopczyka, który zaśmiał się radośnie. – Troszkę też chciałabym poćwiczyć przed własnym szkrabem. 
- Jak chcesz, możesz już go sobie zabrać na zawsze. Jeszcze ci dopłacę, by ci wynagrodzić te wszystkie szkody psychiczne i fizyczne, jaki ci narobi – odpowiedziałem, patrząc na syna z lekką nieufnością. Czy on naprawdę uwielbia każdego tylko nie mnie, czy to może ja już mam lekką paranoję...? Od zawsze miałem wrażenie, że tylko dla mnie jest taki wredny i z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu. 
- Z wielką chęcią, ale na pewno po dłuższym czasie będzie zatęskni za swoim tatusiem, prawda? 
- Mama! – odpowiedział chłopiec, wskazując palcem na Mikleo, który szykował się do wyjścia. Zmrużyłem oczy nie rozumiejąc, co on tak właściwie robi, na moment skupiłem się na Alishy i synu, a on już coś zaczął dziwnego robić. Wyjaśnił mi w myślach, że idzie po Misaki, i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, on już wyszedł. Ale że tak wcześnie...? Chociaż, dzisiaj Misaki chyba kończyła wcześniej, bo jakieś tam nauczycielki chore... no ale ja mogłem to zrobić, przecież czułem się już dobrze. 
- No, właśnie słyszysz, jak za mną tęskni – westchnąłem ciężko, zabierając się za przygotowanie śniadania dziecku, w końcu dopiero co wstał i na pewno jest głodny. A mógł wstać jakieś piętnaście... nie, to było by jeszcze za mało, ale myślę, że półgodziny już byłoby w miarę wystarczające. Chociaż, to i tak nie ma co gdybać, bo tak czy siak przerwałaby nam Alisha... więc pozostał nam tylko wieczór, na który bardzo liczyłem. I weekend, jeżeli młoda zgodzi się na spędzenie weekendu z ciocią Alishą i innymi serafinami. 
Podczas przygotowywania posiłku dla chłopca rozmawiałem z Alishą dowiadując się, jak ona się tam czuje, co słychać u niej i u reszty Serafinów. Nim Mikleo wrócił z Misaki, królowa pomogła mi jeszcze nakarmić Merlina, który chyba po raz pierwszy w życiu zjadł bez brudzenia siebie i wszystkiego oraz wszystkich wokół. To dziecko naprawdę mnie nienawidzi, a ja nie rozumiałem, dlaczego. 
Misaki, podobnie jak Merlin, bardzo ucieszyła się na wieść, że ciocia zaprasza ją do zamku. Jestem pewien, że gdyby to od niej zależało, już w tym momencie udałaby się z ciocią do jej posiadłości, no ale nie było to możliwe. Najpierw musiała zjeść obiad, za który odpowiadałem dzisiaj ja, a później musiała spakować do torby kilka rzeczy. Alisha oczywiście została na obiad i poczekała, aż spakujemy dzieci. Tak więc pożegnaliśmy całą trójkę na przełomie późnego popołudnia i wieczoru, życząc im bezpiecznej podróży i udanej zabawy. A kiedy zamknęliśmy drzwi, w końcu zapanowała przyjemna cisza i spokój, którego od dawna ten dom nie uświadczył. 
- No to... – zaczął Mikleo, ale nie pozwoliłem mu dokończyć, tylko od razu połączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku, popychając go na ścianę i przywierając do jego ciała. – Sorey! – odezwał się niby to rozbawiony, niby to zły, kiedy na moment przerwałem pocałunek, by złapać oddech. 
- No co? Jest na zewnątrz ciemno, czyli jest wieczór, a ty w końcu coś mi obiecywałeś – odparłem, pusząc gniewnie swoje poliki, niezbyt zadowolony z tego, że nam przerywał. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz