niedziela, 20 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Nawet nie chciało mi się komentować jego słów, które byłby nieadekwatne do tego, jak wyglądał i jak się czół przez zakażenie. I kogo on chce oszukać, wmawiając mi, że czuję się dobrze? Chyba tylko samego siebie, bo ja na pewno się na to nie nabiorę, głupi nie jestem, a i oczy mam, aby stwierdzić, że nie czuje się on dobrze i jeszcze długo dobrze czuć się nie będzie.
- Oczywiście, że tak czujesz się bardzo dobrze - Zgodziłem się z nim, zmieniając mu odkład na nowy, poprawiając mu poduszkę, aby lepiej mu się leżało. - Jesteś może głodny? Od śniadania kilka godzin już minęło - Dopytałem, chcąc się upewnić, że aby na pewno nic mu nie potrzeba, teraz gdy jest zdany na moją łaskę, to ja muszę się nim zajmować wiedzą, że sam sobie nie poradzi, mój biedny mężczyzna, jeszcze trochę i na pewno dojdzie do siebie, jestem tego pewien, tylko potrzebuje on czasu więcej lub mniej, nie ma to znaczenia najważniejsze, aby doszedł do siebie, bo tylko to ma dla mnie znaczenie.
- Nie jestem głodny - Stwierdził, a ja uniosłem jedną brew ku górze, zastanawiając się nad jego odpowiedzią, on tak poważnie? Myśli, że ja się nie doślę?
- Nie jesteś głodny czy może nie chcesz, abym cię karmił, nie czując się z tym męsko? - Na to pytanie pokręcił przecząco głową, najwidoczniej nie bardzo chcąc się przyznać do tego, jak jest naprawdę.
- Nie jestem głodny - Mruknął, odwracając ode mnie swoją wzrok, nie chcąc szczerze spojrzeć w moje oczy, a jeśli tak było, to mogło świadczyć tylko o tym, że kłamie a kłamstwo nie bardzo niegrzeczne z jego strony.
- Sorey nie musisz mnie okłamywać, jeśli nie jesteś w stanie jeść sam, będę ci pomagać tak, jak ty pomagałeś mi, gdy nie byłem w stanie sam jeść i nic w tym złego, złe natomiast jest głodzenie się, z powodu którego twoje ciało nie będzie w stanie dojść do siebie, a tego byśmy nie chcieli prawda? - Po moim pytaniu Sorey westchnął ciężko, zgadzając się w końcu na przygotowanie przez mnie posiłku dla niego.
Jak dobrze, że potrafię być przekonywający, a mój mąż mimo nie chęci czasem po prostu dla świętego spokoju mi ulega.
Postanowiłem więc, skoro już się zgodził przygotować mu pyszny rosołek, na który będzie musiał troszeczkę zaczekać, tak dokładnie to jutro go dostatnie, bo podczas przygotowywania go przypominałem sobie, która w ogóle jest godzina, dlatego, aby nie siedział głodny, zrobiłem mu ryż z cukrem, mając nadzieję, że chociaż to go uszczęśliwi.
- Na razie musi wystarczyć ci tylko to, a jutro przygotuję ci rosół - Wyznałem, pomagając mu z jedzeniem ryżu, no cóż, jeśli sam nie może to od czegoś ma mnie, tego, na którym zawsze może polegać.
- Dziękuję - Odezwał się zmęczony już samym jedzeniem i że on chciał mi pomagać? Naprawdę niewiarygodne.
- Nie dziękuj, nie masz za co, prześpij się, a gdy już otworzysz swoje oczy, będzie dzień następny i kto wie, może poczujesz się w nim już lepiej - Poprosiłem, nim ucałowałem go w czoło, wychodząc z pokoju, mając na głowie jeszcze tak wiele, które były ważniejsze od mojego snu w końcu na pierwszym miejscu były dzieci, zwierzaki, a gdy już to wszystko zrobiłem miałem nareszcie czas dla siebie samego, szkoda tylko, ze w tym wszystkim nie miałem już na nic siły i jedyne co zrobiłem to szybka kąpiel i san przed następnym meczącym dniem, z którym sobie poradzę, poradzę na pewno dla mojego męża i dzieci tak jak on radził sobie, gdy ja byłem słaby i w życiu rodziny wiec nieobecny...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz