piątek, 25 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

Moją pierwszą reakcją na jego pytanie ciche, pełne zrezygnowania westchnięcie. Czemu musimy rozmawiać akurat o dzieciach? Kochałem je najbardziej na świecie, ale ostatnio odrobinkę miałem je dosyć, zwłaszcza Merlina, który chciał jedynie towarzystwo mamy, a moim... cóż, gardził to troszkę za mocne określenie, no ale za specjalnie za nim nie przepadał. To potrafiło być troszkę demotywujące i męczące, kiedy starasz się najlepiej, jak tylko potrafisz, a i tak usłyszysz „gdzie mama”. Poza tym, chyba mamy ciekawsze rzeczy do robienia, niż rozmowa o dzieciach, które mamy przecież na co dzień, no ale najwidoczniej Miki tego nie zauważa. A szkoda, bo jego ciało najwidoczniej  bardzo potrzebowało chwili uwagi, no ale nie będę  na niego naciskać. 
- Trochę pomarudził na to, że to ja się nim zajmuję, a nie ty, ale szybko doszedł do wniosku, że nie ma co stawiać mi opór. A potem zabrałem dzieciaki na dwór, to się trochę wyszalały i uspokoiły – odpowiedziałem mu na pytanie, zabierając jego dłoń spod koszuli i grzecznie kładąc ją na jego brzuchu, ale już na materiale tej koszuli, by niepotrzebnie nie drażniąc jego ciała. Może za krótko był w tej wodzie...? Znaczy, dla mnie było to zdecydowanie za długo, w końcu nie widziałem go praktycznie cały dzień, no ale dla mnie czas płynie troszkę szybciej niż dla niego, bo w końcu ja tam całego życia nie miałem, w przeciwieństwie do niego. 
- Nie wymęczyły cię za bardzo? – dopytał, oczywiście zmartwiony moim stanem, co chyba męczyło mnie jeszcze bardziej niż opieka nad naszymi szkrabami. 
- Słońce, ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że czuję się lepiej? – zapytałem, cicho wzdychając. 
- Ostatnim razem mówiłeś mi to chyba kilka godzin temu i do tego czasu wiele się mogło zmienić – odpowiedział niewinnie, wtulając się mocniej w moje ciało. A sądząc po jego zamykających się oczach, chyba trochę się dzisiaj zmęczył. Chociaż, może niekoniecznie dzisiaj, bo dzisiaj chyba aż tak bardzo się nie napracował, no ale to zmęczenie skumulowało się z poprzednich dni i chyba go właśnie teraz dopadło. Oby tylko jutro też dawał mi tak sobie pomagać, albo nawet jeszcze bardziej, i może w końcu powrócą mu siły. 
- Bywały dni, w których to byłem przez nie bardziej zmęczony. Dzisiaj jest w miarę znośnie, ale z tego co widzę, ty jesteś dzisiaj troszkę padnięty – odpowiedziałem, delikatnie gładząc go po brzuchu. 
- Nieprawda, czuję się dobrze – wymamrotał, przymykając oczy. Czyli brakowało mu i wody, i snu, co było całkiem zrozumiałe, założę się, że niewiele spał podczas kiedy ja gorączkowałem.
- Widzę. Dobranoc, Owieczko – powiedziałem, całując go w czoło i troszkę mocniej przytulając go do siebie. Gdyby nie to, że był tak wtulony w moje ciało, wstałbym i zgasił świeczki, no ale jakoś to przeboleję, one mi za specjalnie nie przeszkadzają. 
Rano wyjątkowo wstałem przed Mikim, co oczywiście wykorzystałem, postanawiając wyprawić córkę do szkoły. Miła odmiana, kiedy w końcu ja wstaję pierwszy i mogę cokolwiek zrobić, a nie budzę się na gotowe... obudziłem Misaki, przygotowałem jej śniadanie i znowu zaplotłem jej włosy zgodnie z jej życzeniem. Już nawet chciałem ją odprowadzić do szkoły, ale w tym samym momencie do naszych drzwi zapukała mama Nori’ego wraz z chłopcem. Prawie zapomniałem o tym ich układzie, który tak niebyt mi się podobał, no ale ja nie miałem nic do powiedzenia. Niby to oszczędza mi trochę czasu, ale też jednocześnie troszkę mi popsuł plany... 
Korzystając z większej ilości wolnego czasu postanowiłem przygotować Mikleo troszkę większe śniadanie, niż początkowo planowałem i zamiast zwykłych kanapek będzie miał naleśniki na słodko. Jak ostatnio mu je przygotowałem, to raczej nie narzekał, oby tym razem było podobnie... i tak najważniejszy był dla mnie element niespodzianki, chciałem mu zanieść śniadanie do łóżka, i też mam nadzieję, że mi się to uda. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz