poniedziałek, 28 listopada 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na moment zamyśliłem się nad toastem, nie spodziewając się od niego czegoś takiego. Toast...? Zazwyczaj piliśmy wino tak po prostu, bez żadnych toastów. No, może wyjątkiem były jego urodziny, kiedy to wszyscy wznieśliśmy toast za jego zdrowie, no ale to było jego święto, a dzisiaj raczej niczego nie świętujemy, chyba że dzień wolny od dzieci. Tak, to jest święto, które nie zdarza się często... 
- Proponuję za moją słodziutką Owieczkę – wymruczałem mu do ucha, by następnie delikatnie je podgryźć. Od razu wyczułem, jak jego ciało delikatnie zadrżało, co niezmiernie mi się spodobało. Zawsze podobało mi się to, jak reaguje na mój dotyk, zwłaszcza, kiedy tak niezbyt się starałem. W końcu, co to było zwyczajne podgryzienie ucha...?  
- A czemu za mnie? – zapytał, leciutko rozbawiony. 
- Bo kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia – odpowiedziałem mu, uśmiechając się do niego delikatnie. Taka była prawda, gdyby nie on, zginąłbym już dobre dwadzieścia razy, z czego jakieś piętnaście razy było z powodu mojej głupoty, a cała reszta to był zwykły zbieg okoliczności. Poza tym, moje życie bez niego byłoby nudne i nijakie. Co prawda nie sądziłbym tak, gdybym go nigdy nie spotkał, ale go spotkałem i nigdy już nie chcę go opuszczać, co oczywiście nie było możliwe, ale postaram się być przy nim najdłużej, jak tylko mogę. 
- Cóż, w takim razie ja proponuję toast za mojego ukochanego męża, bo nigdzie indziej nie znajdę lepszego mężczyzny – powiedział, odwzajemniając uśmiech. 
- Bo mało wychodzisz na miasto. Jakbyś wychodził więcej, to i zauważyłbyś wielu innych ludzi, którzy są lepsi ode mnie – odparłem zgodnie ze swym sumieniem. 
Nie czułem, że jestem najlepszy mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkał Mikleo. Posunąłbym się do stwierdzenia, że jestem jednym z gorszych mężczyzn w jego życiu, zwłaszcza, że on sam stawiał mnie na równi z dziadkiem, a to już nie świadczy o mnie dobrze. A to rodziło kolejne pytanie, a mianowicie dlaczego Mikleo nadal jest ze mną. I nieważne, ile razy się go spytam i nieważne, jak bardzo obszernej i wyczerpującej w jego ocenie odpowiedzi i udzieli, i tak nie jestem w stanie tego pojąć, dlatego już nie zadaję mu tego pytania, gdyż nie ma to najmniejszego sensu. 
- To by tłumaczyło, dlaczego tak bardzo nie chcesz mnie wypuścić z domu – odpowiedział rozbawiony, ale mnie to tak wcale nie bawiło. To nie było wcale aż takie głupie, ponieważ może w głębi serca także i tego się obawiałem, a to, że boję się, że jakiś idiota go skrzywdzi, było jedną z wymówek...? – Hej, proszę, nie zadręczaj się tak i rozluźnij się. Po to właśnie mamy ten weekend – przypomniał mi, zmartwiony kładąc dłoń na moim policzku. 
- Masz rację, przepraszam – przyznałem, cicho wzdychając. Był to weekend tylko dla nas, zapowiadał się bardzo przyjemnie, a ja nieomal to zniszczyłem. I o tym właśnie mówiłem, zdecydowanie jeszcze daleko mi do idealnego mężczyzny. 
- Za nas – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Za nas – zawtórowałem mimo, że uważałem ten mój pierwszy toast za lepszy. Nie chciałem się z nim jednak kłócić, w końcu tak jak powiedział, ten weekend jest tylko dla nas i należy z niego korzystać, póki możemy, bo już jutro wieczorem nasze pociechy wracają. Tyle dobrego, że przynajmniej nie musimy się po nie wybierać do zamku, tylko Alisha przyjedzie do nas karocą. Misaki dopiero będzie zachwycona. – Może powinienem przynieść nam coś na przekąskę? Masz na coś ochotę? – dopytałem, zdając sobie sprawę, że nie przyniosłem ze sobą żadnych przekąsek, a tak pić samo wino...? Na mnie to nie zrobi wielkiego wrażenia, w końcu to dość lekki alkohol, ale Miki ma dosyć słabą głowę, a nie chcę, by mi padł jakoś bardzo szybko, a już na pewno nie chce, by padł mi od alkoholu...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz