Nie mając czasu, musiałem przyśpieszyć kroku, nie chcąc, aby dzieciaki zbyt długi na mnie czekały, już i tak byłem spóźniony, co nie świadczyło o mnie najlepiej. Następnym razem zwrócę większą uwagę na zegarek, nie chcąc, aby taka sytuacja więcej się powtórzyła.
- Mama jesteś - Misaki podbiegła do mocno przytulając.
- Oczywiście, że jestem skarbie, jak mógłbym nie przyjść? - Pogłaskałem ją po włosach, patrząc na jej przyjaciela. - Cześć Nori, idziemy do domu? - Na to pytanie chłopiec pokiwał twierdząco głową, uśmiechając się do mnie szeroko, na pewno stęsknił się już za rodzicami, co było wręcz naturalne, małe dzieci szukają bliskiego kontaktu z rodzicami do czasu, gdy pojawi się u niech młodzieńczy bunt, wtedy rodzic nie ma najmniejszego znaczenia dla młodego człowieka...
Druga do rodziców chłopca była cóż męcząca dwoje dzieci z energią, nad którą nie dało się zapanować, podziwiam, że mama chłopca jest w stanie zapakować nad ich dwójką. Zmęczony odprowadziłem chłopca do jego domu, chcąc wracać już z Misaki która mimo wszystko chciała pobyć z przyjacielem, co spodobało się mamie dziecka zapraszającej mnie na kawę.
Cóż kawy nie pijam, jednak mogę napisać się herbaty, jeśli jest to takie konieczne.
Zgodziłem się, wchodząc na szybką herbatę, która zajęła nam godzinkę, po której musiałem już zbierać się z córką do wyjścia, co jak co ale do domu trzeba wracać i to jak najszybciej.
Misaki nie spodobało się, a jednak spakowała się grzecznie, wychodząc ze mną z domu, rodziców jej przyjaciela wracając do naszego, gdzie mała głośno oznajmiła, że wróciła, wybudzając tym samym Merlina, który spał wtulony w ciało taty, no pięknie teraz to na pewno będzie robił aferę na cały dom z powodu wybudzenia go ze snu.
- Misaki - Odezwałem się, ciężko wzdychając, biorąc synka w ramiona, starając się go uspokoić.
- Przepraszam - Odezwała się, robiąc smutną minkę.
- Nic się nie stało, tylko już nie krzycz - Poprosiłem, zabierając chłopca do jego pokoju, używając swoich mocy, aby troszeczkę pomóc mu w zaśnięciu nie chcąc za długo się z nim użerać, szczerze już mając dość krzyków dzieci.
Na moje szczęście Merlin dosyć szybko zasnął, a ja mogłem wrócić do reszty rodziny, która była już w kuchni kończąc to, co ja zacząłem do zjedzenia na obiad.
Nie odzywając się, grzecznie usiadłem na krześle, dając im działać, skoro mój mąż czuje się aż tak dobrze, niech kończy obiad za mnie, ja bardzo chętnie odpocznę, czekając aż ktoś zrobi coś za mnie.
Sorey widząc, że nie narzekam ani nie każe mu odejść od garów, skończył obiad z pomocą córki, z którą rozmawiał o dniu dzisiejszym a któremu ja przez cały czas się przysłuchiwałem, patrząc gdzieś przed siebie, głowę mając odwróconą w stronę okna.
- Mikleo? - Zaskoczony odwróciłem głowę w stronę męża, unosząc jedną brew w geście pytania.
- Wszystko w porządku? - Spytał, a ja niczego nie rozumiałem, dlaczego w ogóle o to pyta? Przecież nic i nie jest.
- Wpatrujesz się tak w to okno od godziny - Stwierdził, a ja zamrugałem zaskoczony oczami, aż tyle? Kurczę tego się nie spodziewałem.
- Tak? Zamyśliłem się troszeczkę, czasem i mi się zdarza - Przyznałem, wstając z krzesła, zasuwając je za sobą.
- Wiesz, może odpocznij? Ja czuje się już dobrze i mogę zająć się dziećmi - Zaproponował, a ja przyjrzałem mu się uważnie.
- Jeśli pozwolisz, pójdę na chwilę nad jezioro - Poprosiłem, mając dziś troszeczkę gorszy nastrój, najwidoczniej zbliża się pełnia, a to nie najlepiej dla mnie i dla męża który będzie musiał mnie znosić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz