Po skontaktowaniu się z moim mężem przyzwałem swoje skrzydła, z dala od miasta mając nadzieję, że nikt mnie nie widzi, ruszając w drogę, starając się unikać ludzi, no właśnie ludzi w tym wszystkim zapominając o helionach, które pojawiły się nocą, atakując beż ostrzeżenia, co spotkało i mnie. Nim zdążyłem zareagować, helion wzbił się w powietrze, wbijając pazury w moją nogą, sprowadzając mnie na ziemię w bardzo bolesny sposób. Że akurat teraz musiał się pojawić.
Poirytowany użyłem swoich mocy, aby stoczyć wojnę, z którego potworem w końcu po dość ostrej szarpaninie udało mi się wygrać a rany, cóż tym się teraz nie przejmowałem, musiałem wrócić do domu i to jak najszybciej, aby mój mąż nie martwił się o mnie bardziej niż to konieczne, chociaż znając go i tak będzie się martwił, a nawet na mnie wściekł, no cóż, jakoś to przeżyje, może nie będzie aż tak źle.
- Wróciłem - Kulejąc na jedną nogę, która prawdopodobnie była zwichniętą, cóż tego już raczej nie wyleczę, na szczęście pozbyłem się innych ran na rękach, klatce piersiowej i nodze pozostawiając zniszczone ubrania i zwichniętą kostkę w nodze.
- Gdzie był tak długo.... Co ci się stało w nogę? - Dopytał, widząc moją lekko uniesioną nogę w powietrzu.
- Przewróciłem się? - Bardziej zapytałem, niż odpowiedziałem na jego pytanie.
- Tak? I z tego powodu masz podarte ubranie? - Na jego słowa westchnąłem cicho, siadając na kanapie, sycząc cicho z bólu.
- Zaatakował mnie helion, co wywołało małą wojnę między nami, a konsekwencję nie są aż takie straszne to tylko zwichnięta kostka - Przyznałem, uśmiechając się łagodnie, starając się go uspokoić, widząc już jego minę.
I tak jak się tego spodziewałem, mój mąż ochrzanił mnie, zabraniając wychodzić gdziekolwiek samemu, bo jak stwierdził, nie może nawet ma chwilę zostawić mnie samego, bo od razu ktoś chce mnie zabić. I chyba nawet coś w tym jest, za każdym razem, gdy idę sam, ktoś coś chce mi zrobić lub coś mi już zrobi, a Sorey gniewa się i na mojego oprawcę i na mnie samego, a czemu na mnie? Nie wiem chyba tak dla zasady.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że coś mnie zaatakuję - Przeprosiłem, troszeczkę starając się go udobruchać.
Sorey westchnął ciężko, podchodząc do mnie, siadając na kanapie.
- Nie rób mi tak, jeśli cię stracę, po raz kolejny nie przeżyje tego - Wyznał, całując delikatnie moje usta, mocno mnie do siebie przymykając.
- Nie stracisz - Zapewniłem, wtulając się w jego ciało, trwając tak kilka długich chwil, nim mój mąż bez ostrzeżenia wziął mnie na ręce, zanosząc do łazienki gdzie czekała na mnie kąpieli.
- Jest już chłodna, wyleję ją i nastawie nową - Na te słowa pokręciłem przecząco głową, lubiłem chłodną wodę, dla tego z przyjemnością do niej wszedłem, starając się uważać na moją nogę, która i tak była już wystarczająco biedna.
Mój ukochany mąż pomógł mi w kąpieli, przebraniu się i dojściu do sypialni postanawiając nawet posmarować moją kostkę maścią, owijając porządnie bandażem kazać mi się od razu położyć.
Coś czuję, że teraz zabroni mi wszystkiego, bym tylko leżał i odpoczywał, zapominając o tym, że jestem silny i zdolny do samodzielnej pracy.
- Chcesz coś zjeść? - Zapytał, pomagając mi poprawić nogę, która z każdym ruchem bolała jeszcze bardziej, coś czuję, że szykuje się nieprzespana noc z powodu bólu.
- Nie dziękuję, nic nie potrzebuję, połóż się i odpocznij, zasługujesz na wypoczynek - Poprosiłem, dostrzegając zmęczenie na jego twarzy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz