środa, 23 listopada 2022

Od Mikleo CD Soreya

Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co mam znaleźć mu do roboty, aby się nie przemęczał, nie chcąc, aby jego stan zdrowia się pogorszył, mając szczerą nadzieję, że w końcu wyzdrowieje.
- Jeśli nie chcesz odpoczywać, to rozbierz się i ubrań pilnuj, przynajmniej przy tym się nie zmęczysz - Odparłem, w końcu odzywając się od męża, dostrzegając jego niezadowolony, wyraz twarzy podchodząc do blatu, gdzie postanowiłem odrobinkę posprzątać, w końcu przygotowując śniadanie dla córki, troszeczkę wokół mi się nabrudził.
- Chcesz, żebym rozebrał się tak sam bez ciebie? - Zapytał, nagle przytulając się do moich pleców, uśmiechając się do mnie zadziornie, co dostrzegłem, zerkając na niego kątem oka.
- Mnie się nie nudzi, nie muszę się rozbierać - Odparłem, nastawiając mu wodę na kawę. Wiedząc, że i tak będzie chciał sobie ją za chwilę zrobić.
- Nie chce rozbierać się sam - Mruknął, przytulając się do mnie, dziś ma jakieś dziwne nastroje, najpierw ewidentnie nie chciał rozmawiać z mamą Noi'ego a teraz lepi się do mnie jak rzep.
- A ja nie rozbieram się, bez korzyści których oboje wiemy, że przez dłuższy czas jeszcze nie bedzie - Odpowiedziałem krótko, odwracając się w jego stronę, przyglądając się mu w milczeniu. - Jesteś głodny? - Zmieniłem temat, widząc jego minę, nie chciałem przecież, aby poczuł się winien tego, że nie ma między nami tej intymności, po prostu tak wyszło i to nie jego wina, w końcu i ja wcześniej nie miałem czasu ani siły na tę intymność.
- Nie jestem głodny - Odpowiedział, znów przytulając się do moich pleców, opierając brodę na ramieniu, kiedy ja zalewałem my spokojnie kawę.
- W porządku, tylko pamiętaj, im mnie jesz, tym dłużej wracasz do zdrowia - Wyznałem, nie mając zamiaru zmuszać go do jedzenia na siłę, nie chce jeść, niech nie je, byleby mi tu nie padł z wygłoszenia, bo wtedy już taki łaskawy dla niego nie będę.
- Nie jestem dzieckiem, nie musisz mi tego przypominać - Stwierdził, biorąc ode mnie kubek gorącej kawy. - Dziękuję - Dodał, po chwili całując mnie w czoło, siadając przy stole, popijając ciepły napój, gdy ja wróciłem do sprzątania, nim Merlin obudził się, głośno nawołując nas rodziców.
- Pójdę po niego - Odezwałem się, kierując się do pokoju synka, którego wziąłem na ręce, witając się z nim, zabierając na dół do kuchni, gdzie Sorey zaczął przygotowywać mu posiłek, co za człowiek a miał odpoczywać, no ale czy gdyby odpoczywał, mógłby robić mi w brew? No nie, a to przecież było celem jego życia nie słuchać się mnie, bo i ja w takiej sytuacji nie słuchałbym się go, oboje jesteśmy siebie po prostu warci.
Nie komentując więc tego, co robił mój mąż, skupiłem się na dziecku, nim dostał śniadanie przygotowane przez tatusia.
Merlin jednak nie specjalnie sam chciał jeść, dla tego musiałem go karmić. Pilnując, aby nie rozrzucił jedzenia.
Sorey po tym, jak syn zjadł. Stwierdził, że to on posprząta po śniadaniu, aby nie siedzieć, bezczynnie na krześle dając mi tym samym czas na przygotowanie obiadu, przed wyjściem troszeczkę zapominając o kontrolowaniu czasu. Gdy już jednak przypominałem sobie o zerknięciu na zegarek, zostawiając wszystko, musząc jak najszybciej przygotować się do wyjścia po dzieci.
- Sorey, zostawić Merlina z tobą czy zabrać go ze sobą? - Zapytałem, zwracając, uwagę męża nie do końca wiedząc, czy powinienem go z nim zostawiać, czy raczej wziąć go ze sobą.

<Pasterzyku? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz