niedziela, 12 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie czułem się za dobrze i to nie z powodu braku snu w końcu w jakimś tam stopniu odpocząłem, bardziej martwiłem się przebudzeniem starszego mężczyzny. Wiem, że już mi nie zagrażał, przecież był człowiekiem a ja aniołem, z łatwością mogłem się przednim obronić, z jakiegoś powodu jedna moje ciało nie podzielało optymistycznego myślenia mózgu, tak jakby żyło własnym życiem spinając swoje mięśnie bez powodu. Do tego dłoń przyjaciela na ramieniu w pierwszej chwili miałem wrażenie, że nie wspiera mnie, a chwyta, by utrzymać równowagę, co wywnioskowałem z siły, jaką do tego użył, szybko jednak pozbyłem się tej myśli, nie chcąc dociekać nie teraz, nie w tej chwili miałem ważniejszy problem na głowie. Nie, żebym sugerował, że Sorey jest mniej ważny, absolutnie ja po prostu wiedziałem, że nic mu nie jest, znałem go i wiedziałem, kiedy jest na granicy. Tego mężczyzny nie znałem, a raczej nie za dokładnie pamiętałem, aby zachować przy nim spokój.
Mężczyzna w końcu otworzył swoje zmęczone oczy, powoli podnosząc się do siadu, szło mu to bardzo opornie, gdyż najprostsze rzeczy dla jego już starego ciała zdawały się aż nadto skomplikowane, może to dobrze, że nigdy nie dożyję późnej starości, nie wiem, czy chciałbym przez to przechodzić. Mogę jedynie wspierać w tym Soreya sam natomiast i tak już nie będę miał szans tego poznać.
- Gdzie jestem? - Głos mężczyzny rozszedł się echem po jaskini, wywołując na moich plecach zimny deszcz, mózg odtworzył wspomnienie związane z rozmową, którą przed śmiercią prowadziłem z mężczyzną, co jedynie jeszcze bardziej zniechęciło mnie do tego człowieka. Nie ma mi się co dziwić, to on wywołał fale wspomnień związaną z przeszłym życiem, gdybym nie zmusił mnie do poznania własnej przeszłości, nie pałałbym do niego nienawiścią a jedynie niechęcią, jak to bywało w moim wypadku.
- Znajdujesz się w jednej z jaskiń w okolicach gór - Sorey odezwał się do mężczyzny, nie spuszczając z niego wzroku. Starszy wyglądał na zmęczone, a jednocześnie lekko zagubionego, nie do końca wiedział, co się dzieje i chyba nawet nie widział nikogo oprócz Soreya. Wrażenie to dopadło mnie, gdy przyglądałem mu się uważnie, zauważając brak jego jakiekolwiek reakcji na anioły, a więc został oczyszczony, znów był zwyczajnym człowiekiem niemogącym nas zobaczyć, podświadomie może mógł o nas pamiętać, lecz specjalnie tego po sobie poznać nie dawał. Może to i dobrze nie musiałem się nim już przejmować przynajmniej nie tak bardzo.
- Co ja tu robię? Który mamy rok? - Mężczyzna zaczął zadawać pytania, rozglądając się po jaskini, w jego oczach dało się dostrzec szok, skołowanie a może nawet strach i nutkę złości, nie byłem pewien, wciąż moje zmysły przy nim płatały mi figle dlatego i sobie ufać nie mogłem.
Sorey zaczął, spokojnie tłumaczyć mężczyźnie gdzie jest, co się stało, w którym roku teraz jest i takie tam, szczerze mówiąc, w połowie już się wyłączyłem, skupiając na czymś zupełnie innym, a mianowicie na jego ruchach, mężczyzna ewidentnie podnosił się z ziemi, co wywoływało lekki strach w moim sercu. A co jeśli ten człowiek nas widzi, a jedynie udaje, że nie? Może czeka na odpowiedni moment, aby znów kogoś skrzywdzić, może i nie wydaje się już zły, lecz to mogą być tylko pozory.
Staruszek był nieco zaskoczony, kiedy to wstał z ziemi, do końca wysłuchując tego, co ma mu do powiedzenia Sorey, chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Stracił dziewiętnaście lat swojego życia, jak nie więcej nie mam pewności czy narodziłem się w tym samym roku, w którym zginąłem. To jednak nie było ważne, to co stracił, da się jeszcze odbudować, może zacząć żyć od nowa.
- Tyle straconych lat - Szepnął, idąc wprost na nas, nie wiedząc co robić, stałem w miejscu, patrząc na niego, bojąc się nawet spuścić wzroku. Jaką ulgę mieszaną z bólem poczułem, gdy przenikałem przez jego ciało. Ulgę, bo faktycznie już nas nie widział a ból, bo znów poczułem przebijający moją klatkę miecz, im bliżej mnie był mężczyzna, tym gorzej znosiło to moje ciało. Nie pokazywałem tego, jednak po sobie starając się być silnym, dostał drugą szansę, nie mogę mścić się na nim, za to, co zrobił kiedyś. - Muszę wracać do domu tylko jak - Mężczyzna mówił sam do siebie, stojąc na wyjściu z jaskini, każdy z nas uważnie mu się przyglądał, zastanawiając się nad tym, co zrobić z nim dalej.
- Cóż wiem, że konie nie należą do nas, ale może gdyby tak oddać mu jednego moglibyśmy spokojnie pójść w swoją stronę, a on poszedłby w swoją - Propozycja Edny była fantastycznym pomysłem, ja sam nie wpadłbym na nic lepszego, Alisha na pewno zrozumie nasze poczynania to dla dobra ogółu.
- To chyba nie najgorszy pomysł - Przyznałem rację dziewczynie, może tak troszeczkę chcąc już się pozbyć mężczyzny, wystarczająco długo z nami był, lepiej niech już pójdzie w swoją stronę.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz