Pokręciłem przecząco głową. Nie było sensu w takim bezcelowym
leżeniu w łóżku, jeżeli Mikleo przy tym nie będzie. Chciałem poleniuchować z
nim, ot poleżeć sobie w miękkich poduszkach, pogadać o głupotach i uspokoić
przed moim jutrzejszym wyjazdem. Mikleo jak zwykle musiał trochę panikować.
Przecież mi się nie stanie, to tylko krótka podróż. Pomogę Alishi w rozdawaniu
lekarstw, w dodatku widok pasterza znacząco uspokoi lud i da mu nadzieję. Wrócę
bardzo szybko, nawet nie zorientuje się, że mnie nie ma.
Uśmiechnąłem się do swojego przyjaciela… a raczej
męża. Nadal nie mogłem uwierzyć, że pomimo tak nieporadnego ślubu Mikleo
się zgodził. Pewnie to dla niego nic nie znaczyło, w końcu jest Serafinem i tak
ludzkie zwyczaje go nie obchodziły, ale mnie za to bardzo. Kochałem go całym
sercem, byłem pewny swojej decyzji i teraz, czując przyjemnie chłodny metal na
serdecznym palcu, byłem spokojniejszy. Miałem także nadzieję, że Mikleo również
będzie spokojniejszy, podczas kiedy ja będę rozmawiał z innymi ludźmi i nie
będzie taki zazdrosny. W końcu wybrałem jego, już na zawsze.
- Wolę ci towarzyszyć, niż leżeć tutaj samemu – powiedziałem
wesoło, wstając z łóżka i zaczynając się ubierać. Przez te dwa dni miałem być
tylko i wyłącznie na jego wyłączność i
chyba coś nam nie wyszło.
Chłopak poczekał na mnie i razem ruszyliśmy do
jadalni. W sumie, byłem nawet trochę głodny, nie jadłem rano śniadania, bo
chciałem kupić obrączki podczas kiedy Mikleo spał, a później też nie było czasu
na jedzenie, ponieważ musiałem poświęcić trochę uwagi mojemu świeżemu
małżonkowi. W jadalni był już Yuki z Lailah. Chłopiec był bardzo podekscytowany
na widok Serafina wody i najchętniej od razu chciałby zacząć obiecany trening. Mikleo
jednak stwierdził, ze najpierw należy poczekać na to, aż zjem.
Kiedy tylko się najadłem przyszła pora na to, aby
Mikleo wywiązał się ze swojej obietnicy. Lailah udała się do swojego pokoju,
aby odpocząć a my do ogrodu. Byłem dzisiaj bardzo rozleniwiony i najchętniej
nie robiłbym nic. Podczas kiedy Mikleo instruował Yuki’ego, ja siedziałem
oparty o drzewo i po prostu obserwowałem, od czasu do czasu zaczepiając
przyjaciela. Było dzisiaj naprawdę chłodno, co nawet zauważyłem ja.
- Nie jest wam zimno? – spytałem, bardziej opatulając
się swoją koszulą.
- Temperatura nie oddziałuje na nas w tak dużym
stopniu, jak na ludzi – odparł mój anioł, odwracając się w moją stronę i
sprzedając mi pstryczka w nos, a Yuki pokręcił przecząco głową. – Ale jeżeli
jest ci zimno, może wróć do zamku.
- Ze mną jest w porządku, po prostu martwię się o was –
odparłem, przytulając się do jego pleców.
Czułem, że Mikleo nie za bardzo był zadowolony z moich
słów i chciałby, abym wrócił do zamku, ale nie chciałem go opuszczać, poza tym
nie było mi aż tak zimno. W końcu trening się zakończył, ale Yuki nie wrócił do
swojego pokoju. Usłyszał, że też Mikleo będzie mnie uczył języka i on stwierdził,
że też by chciał. Naprawdę musiał się za nami stęsknić, bo nie chciał nas
opuszczać nawet, kiedy był wyraźnie zmęczony. Tym sposobem chłopiec przebywał w
naszym pokoju aż to późnego wieczora, kiedy w końcu zasnął w fotelu. Widziałem,
że Mikleo był zmęczony, dlatego to ja wziąłem ostrożnie na ręce śpiące dziecko
i zawoławszy psiaka do siebie, zaniosłem wymęczonego chłopca do pokoju Lailah.
Kiedy wróciłem zastałem mojego anioła rozwalonego na
łóżku. Zajmowanie się chłopcem naprawdę go wymęczyło, jak można się spodziewać,
początkowa nauka przerodziła się w zabawę. Bez zastanowienia wtuliłem się w
jego drobne ciałko, napawając się jego bliskością i zapachem.
- Bardzo zmęczony? – spytałem, opierając brodę o jego
klatkę piersiową, by móc patrzeć na jego twarz.
- Może troszeczkę – przyznał, gładząc mnie po głowie.
Pokiwałem głową na jego słowa, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Więc idziemy spać? – spytałem i już chciałem wstać,
aby pozwolić mu odpocząć, ale w tym momencie poczułem, jak kładzie dłonie na
moich policzkach i przybliża moją twarz do swojej, by móc złączyć nasze usta w
namiętnym pocałunku.
- Aż tak zmęczony nie jestem – wymruczał, uśmiechając
się do mnie niewinnie. Odwzajemniłem ten gest i postanowiłem skorzystać z
propozycji mojego anioła, w końcu nie będziemy widzieć się przez parę dni i musiałem
należycie zająć się jego ciałem.
***
Gdyby nie służąca, która obudziła mnie wcześnie rano,
na pewno sam bym nie wstał. Z jeszcze zamkniętymi oczami podniosłem się do
siadu i wymamrotałem, że za chwilę wstanę. Kiedy dziewczyna wyszła, przetarłem
zaspany oczy i przeciągnąłem się leniwie. Wiedziałem, że będę musiał wstać
wcześnie, ale żeby aż tak? Cóż, może byłbym bardziej wypoczęty, gdybym w nocy
spał, a nie zajmował się aniołem. Spojrzałem na wtulonego w poduszkę Mikleo i
uśmiechnąłem się pod nosem. Wyglądał cudownie, nie wiem, jak ja przeżyję bez
niego te dwa, trzy dni.
Wstałem ostrożnie z łózka nie chcąc zbudzić mojego
anioła ze snu i zacząłem się ubierać. Niestety, nie udało mi się i po chwili
anioł poruszył się niepewnie i podniósł do siadu. Poprawiłem koszulę i zapinając
jej guziki nachyliłem się nad aniołem, po czym pocałowałem go w czoło.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie – powiedziałem łagodnie,
uśmiechając się do mojego męża.
- Czemu mnie obudziłeś? Pomógłbym ci – burknął
zaspany, przeczesując dłonią włosy.
- Bez przesady, umiem się sam ubrać – odparłem rozbawiony,
wygładzając ubranie. – Nie opuszczaj murów zamku, nie chodź nigdzie sam, gdyby
coś się stało, odezwij się do mnie, i… – mój anioł przerwał mi ten krótki wywód długim
pocałunkiem, czym nieco mnie zdekoncentrował. Kiedy się ode mnie odsunął,
kilkukrotnie zamrugałem powiekami tracąc wątek.
- Umiem o siebie zadbać, martw się o siebie –
powiedział, a w jego głosie wychwyciłem nutkę rozbawienia. – Martw się o
siebie, masz wrócić do mnie cały i zdrowy.
- Dam sobie radę, czekaj na mnie – wymruczałem,
uśmiechając ci się do niego łagodnie. Nim wyszedłem z pokoju, złączyłem nasze
usta w delikatnym pocałunku na pożegnanie. Miałem nadzieję, że mój anioł będzie
trochę bardziej spokojny podczas mojej nieobecności, przecież to nie jest żadna
groźna misja, co takiego mogłoby mi się stać?
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz