Byłem zaskoczony, cóż nie spodziewałem się zawarcia związku małżeńskiego w taki sposób. Nie chwileczkę nie spodziewałem się, że Sorey kiedykolwiek to uczyni. Faktem była nasza miłość, ale ślub to takie ludzkie nie twierdzę, że to coś złego po prostu jestem zaskoczony tym nagłym czynem. On naprawdę dorasta, decydując się na coś takiego, właśnie pokazuje jak bardzo, dojrzały już jest, tak bardzo się cieszę.
Zatrzymałem jego dłoń, przed zdjęciem obrączki z mojego palca delikatnie się do niego uśmiechając.
- I ja bardzo cię kocham, chcę być z tobą już na zawsze, bez względu na to, co planuje dla nas los - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Cieszyłem się bardzo i choć nie do końca rozumiałem, ponadto nie pokazałem tego po sobie, wiedziałem jak ważne jest to dla ludzi, a jeśli mój ukochany człowiek tego chce, ja również bardzo tego pragnę. Odrywając się od jego ust, postanowiłem założyć drugą obrączkę na jego palcu, aby dopełnić formalności. Nie potrzebowałem żadnych hucznych wesel, czy ślubu. Bóg, się nam przyglądają i tylko to się liczy to on, wiąże ludzi i choć ja sam człowiekiem nie jestem. Wiem, że Bóg od początku chciał, abym spotkał się z chłopakiem i był z nim aż do momentu, w którym to nadejdzie jego czas.
- Więc to znaczy tak? - Na jego twarzy widniała niepewność, miałem wrażenie, że nie słuchał tego, co, do niego mówiłem przed chwilą, może być za bardzo zestresowany, nic dziwnego zawsze mogłem odmówić, a wtedy poczułby się jak ostatni dureń.
- To znaczy tak - Powtórzyłem, mówiąc powoli, aby doszło to do jego osoby. Sorey odetchnął z ulgą, bez ostrzeżenia wpinając się w moje usta, napierając na mnie, abym w końcu opadł na łóżko.
- Co robisz? - Spytałem, czując jego dłonie wślizgujące się pod koszule, którą miałem na sobie.
- Wypada skonsumować związek małżeński - Wymruczał, bawiąc mnie przy tym, gdy robimy to przy każdej okazji, nie będę jednak narzekał, w końcu bardzo chętnie dam się ponieść jutro już nie będzie go ze mną w więc to ostatni dzień, który to możemy spędzić razem, kochając się tyle ile tylko mamy sił.
Rozleniwiony po naszej wspólnej zabawie nie miałem ochoty nawet wstać, tak sobie właśnie przypominałem, że po oczyszczeniu złego pana miałem całymi dniami leżeć w łóżku coś poszło nie tak, a mimo to nie narzekam, martwię się tylko jutrzejszym wyjazdem Soreya a co jeśli coś mu się stanie? Nie przeżyje tego, powinienem jechać z nim, wiem jednak, że muszę zostać dla Yuki'ego, który potrzebuje bliskości któregoś z nas, jeśli Sorey wyjeżdża, ja powinienem zostać i zaopiekować się dzieckiem..
- O czym tak myślisz? - Głos mojego mogę chyba oficjalnie powiedzieć męża, doszedł do mnie po kilku długich sekundach, przebijając się przez chmarę niepokoju i strachu o niego samego.
- O niczym konkretnym - Odparłem, podnosząc się do siadu, poprawiając swoje rozpuszczone już włosy, jak zwykle zgubiłem gdzieś gumkę niech to szlag.
- A jednak o czymś - Wyszeptał, przyciągając mnie do siebie tak, aby znalazł się między jego nogami, spojrzałem w jego oczy, delikatnie dotykając policzka.
- Martwię się, mam złe przeczucia - Wyszeptałem, naprawdę się niepokojąc, w tych sprawach żadko, kiedy się mylę, choć tym razem wolałbym się mylić jak nigdy przedtem.
- Miki nie martw się o mnie, wszytko będzie w porządku, jutro pojadę i wrócę szybciej, niż ci się zdaje - Jak zwykle był pozytywnie do wszystkiego nastawiony, może faktycznie za bardzo się przejmuje, niepotrzebnie lub potrzebnie, znając go jak zawsze, coś pójdzie nie tak, on nie potrafi być ostrożny, nawet jeśli próbuje.
Wtuliłem się w jego ciało, zamykając na chwilę oczy, musiałem mu zaufać, choć nie potrafiłem w stu procentach, znałem go zbyt dobrze, aby być przekonanym, że nic się złego nie stanie, postanowiłem, jednak nie drążyć tematu to nie miało sensu, chciałem, tylko aby był ostrożny nic poza tym.
- Bądź ostrożny, jeśli coś sobie zrobisz. Obiecuję, że ci się oberwie - Mówiłem bardzo poważnie, gdy chodzi o jego życie i zdrowie, nie ma żartów, o czym doskonale wie..
- Będę obiecuję - Pogłaskał mnie po głowie, jak małe dziecko chcąc, abym się odrobinę uspokoił, nie pomogło ani trochę, choć starałem się, jak tylko mogłem, aby zaufać mu w stu procentach, przecież nie jest dzieckiem, na pewno dotrzyma słowa.
Westchnąłem cicho, odsuwając się od niego, wstając z łóżka, aby ubrać swoją koszulę i spodnie zostawiając rozpuszczone włosy, było dziś chłodniej, a one przyjemnie grzały nic się nie stanie, jeśli raz ich nie zwiąże, zakrywając to i owo na karku.
- Wstań, pójdziemy na śnia.. Obiad - Było już popołudnie, troszeczkę się zapomnieliśmy nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało.
Poprawiłem swoje ubrania, gotowy do wyjścia jak zwykle szybko mi to poszło, nigdy nie wiadomo kiedy młody tu przyjdzie.
- A nie możemy zostać w łóżku? - Wymruczał, wyciągając ręce w moją stronę.
- Moglibyśmy, ale musisz coś zjeść, przed nauką poza tym Yuki chciał dziś potrenować, nie mogę mu przecież odmówić, jednak jeśli naprawdę jesteś zmęczony i nie masz ochoty nawet na naukę, mogę przynieś ci obiad, do łóżka a później znikam na dwie, trzy godziny - Nie miałem problemu z tym, aby został w łóżku, jeśli naprawdę jest zmęczony, musi przecież wypocząć przed jutrzejszym dniem.
<Sorey? C:>
Zatrzymałem jego dłoń, przed zdjęciem obrączki z mojego palca delikatnie się do niego uśmiechając.
- I ja bardzo cię kocham, chcę być z tobą już na zawsze, bez względu na to, co planuje dla nas los - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Cieszyłem się bardzo i choć nie do końca rozumiałem, ponadto nie pokazałem tego po sobie, wiedziałem jak ważne jest to dla ludzi, a jeśli mój ukochany człowiek tego chce, ja również bardzo tego pragnę. Odrywając się od jego ust, postanowiłem założyć drugą obrączkę na jego palcu, aby dopełnić formalności. Nie potrzebowałem żadnych hucznych wesel, czy ślubu. Bóg, się nam przyglądają i tylko to się liczy to on, wiąże ludzi i choć ja sam człowiekiem nie jestem. Wiem, że Bóg od początku chciał, abym spotkał się z chłopakiem i był z nim aż do momentu, w którym to nadejdzie jego czas.
- Więc to znaczy tak? - Na jego twarzy widniała niepewność, miałem wrażenie, że nie słuchał tego, co, do niego mówiłem przed chwilą, może być za bardzo zestresowany, nic dziwnego zawsze mogłem odmówić, a wtedy poczułby się jak ostatni dureń.
- To znaczy tak - Powtórzyłem, mówiąc powoli, aby doszło to do jego osoby. Sorey odetchnął z ulgą, bez ostrzeżenia wpinając się w moje usta, napierając na mnie, abym w końcu opadł na łóżko.
- Co robisz? - Spytałem, czując jego dłonie wślizgujące się pod koszule, którą miałem na sobie.
- Wypada skonsumować związek małżeński - Wymruczał, bawiąc mnie przy tym, gdy robimy to przy każdej okazji, nie będę jednak narzekał, w końcu bardzo chętnie dam się ponieść jutro już nie będzie go ze mną w więc to ostatni dzień, który to możemy spędzić razem, kochając się tyle ile tylko mamy sił.
Rozleniwiony po naszej wspólnej zabawie nie miałem ochoty nawet wstać, tak sobie właśnie przypominałem, że po oczyszczeniu złego pana miałem całymi dniami leżeć w łóżku coś poszło nie tak, a mimo to nie narzekam, martwię się tylko jutrzejszym wyjazdem Soreya a co jeśli coś mu się stanie? Nie przeżyje tego, powinienem jechać z nim, wiem jednak, że muszę zostać dla Yuki'ego, który potrzebuje bliskości któregoś z nas, jeśli Sorey wyjeżdża, ja powinienem zostać i zaopiekować się dzieckiem..
- O czym tak myślisz? - Głos mojego mogę chyba oficjalnie powiedzieć męża, doszedł do mnie po kilku długich sekundach, przebijając się przez chmarę niepokoju i strachu o niego samego.
- O niczym konkretnym - Odparłem, podnosząc się do siadu, poprawiając swoje rozpuszczone już włosy, jak zwykle zgubiłem gdzieś gumkę niech to szlag.
- A jednak o czymś - Wyszeptał, przyciągając mnie do siebie tak, aby znalazł się między jego nogami, spojrzałem w jego oczy, delikatnie dotykając policzka.
- Martwię się, mam złe przeczucia - Wyszeptałem, naprawdę się niepokojąc, w tych sprawach żadko, kiedy się mylę, choć tym razem wolałbym się mylić jak nigdy przedtem.
- Miki nie martw się o mnie, wszytko będzie w porządku, jutro pojadę i wrócę szybciej, niż ci się zdaje - Jak zwykle był pozytywnie do wszystkiego nastawiony, może faktycznie za bardzo się przejmuje, niepotrzebnie lub potrzebnie, znając go jak zawsze, coś pójdzie nie tak, on nie potrafi być ostrożny, nawet jeśli próbuje.
Wtuliłem się w jego ciało, zamykając na chwilę oczy, musiałem mu zaufać, choć nie potrafiłem w stu procentach, znałem go zbyt dobrze, aby być przekonanym, że nic się złego nie stanie, postanowiłem, jednak nie drążyć tematu to nie miało sensu, chciałem, tylko aby był ostrożny nic poza tym.
- Bądź ostrożny, jeśli coś sobie zrobisz. Obiecuję, że ci się oberwie - Mówiłem bardzo poważnie, gdy chodzi o jego życie i zdrowie, nie ma żartów, o czym doskonale wie..
- Będę obiecuję - Pogłaskał mnie po głowie, jak małe dziecko chcąc, abym się odrobinę uspokoił, nie pomogło ani trochę, choć starałem się, jak tylko mogłem, aby zaufać mu w stu procentach, przecież nie jest dzieckiem, na pewno dotrzyma słowa.
Westchnąłem cicho, odsuwając się od niego, wstając z łóżka, aby ubrać swoją koszulę i spodnie zostawiając rozpuszczone włosy, było dziś chłodniej, a one przyjemnie grzały nic się nie stanie, jeśli raz ich nie zwiąże, zakrywając to i owo na karku.
- Wstań, pójdziemy na śnia.. Obiad - Było już popołudnie, troszeczkę się zapomnieliśmy nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało.
Poprawiłem swoje ubrania, gotowy do wyjścia jak zwykle szybko mi to poszło, nigdy nie wiadomo kiedy młody tu przyjdzie.
- A nie możemy zostać w łóżku? - Wymruczał, wyciągając ręce w moją stronę.
- Moglibyśmy, ale musisz coś zjeść, przed nauką poza tym Yuki chciał dziś potrenować, nie mogę mu przecież odmówić, jednak jeśli naprawdę jesteś zmęczony i nie masz ochoty nawet na naukę, mogę przynieś ci obiad, do łóżka a później znikam na dwie, trzy godziny - Nie miałem problemu z tym, aby został w łóżku, jeśli naprawdę jest zmęczony, musi przecież wypocząć przed jutrzejszym dniem.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz