sobota, 25 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Stałem obok, patrząc na przyjaciela, dotykając jego policzkach, choć on nie czuł nic. Nawet nie potrafiłem, w jednym zdaniu opisać tego, co teraz czułem, gdy jego słowa kierowane do kota doszły do mnie, poczułem narastający ból w klatce piersiowej, tak strasznie chciałem mu pokazać, że tu jestem, jednak nie wiedziałem jak, nie mogłem nic przecież zrobić. Byłem załamany i choć moja twarz starała się nie ukazywać żadnych emocji. Czułem, jak rozbijam się na drobny mak. Już raz go straciłem, nie chciałem znów tego przechodzić, los jednak postanowił zagrać nieczysto, nie przejmując się tym, co ja chcę, przecież jestem tylko aniołem, ludzie nie muszą mnie widzieć, może gdyby, nigdy nie poznał Soreya, nie przejmowałbym się tym wcale, teraz jednak cierpię i bardzo chce, aby znów mógł mnie zobaczyć, nie chce niczego więcej, pogodzę się ze wszystkim tylko nie z tym.
- Zapomniałeś mnie - Szepnąłem, wpatrując się w niego. Nie słyszał tego, choć miałem nadzieję, że to się zmieni, nadzieja matką głupich jednak to ona umiera ostatnia. - Zapomniałeś kim jesteś, więc zapomniałeś i mnie - Westchnąłem cicho, odchodząc do jego łóżka, to wszystko nie miało, sensu nie zmienię nic. On nagle nie zacznie mnie widzieć, moje słowa są bezsensowną wiązanką, której on nie usłyszy, muszę się z tym pogodzić i zacząć na nowo żyć przy jego boku jak duch chroniący go przed złem, nic się nie zmieni, będę tylko przez niego nie zauważalny, moja misja pozostaje taka sama i tylko to powinno się dla mnie liczyć, a on, najważniejsze, aby był zdrowy i znów był szczęśliwy, tylko tak pozwolę mu na nowo wszystko sobie poukładać..
Wróciłem znów do okna, za którego mogłem spokojnie obserwować Yuki'ego, z tego, co zdołałem zauważyć, świetnie bawił się z psem co i mnie cieszyło, przynajmniej on mógł być szczęśliwym dzieckiem, niemartwiącym się o nic wolałem, aby wszystko spadło na mnie, dziecko nie zasługuje na smutek, ból ani cierpienie jeszcze zdąży się z tym zaznajomić, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
- Już jestem - Alisha wróciła do pokoju, trzymając w dłoniach tacę z jedzeniem, przygotowanym dla Soreya, stawiając ją ostrożnie na szafce nocnej. - Smacznego - Dodała, uśmiechając się do chłopaka. Pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno nie potrafiłem jej zaakceptować a teraz, gdyby nie ona nie wiem, co byłoby dalej, z drugiej strony, gdyby nie ona Sorey nie wyruszyłby w tę podróż i nic by mu się nie stało, powinienem więc być na nią zły? Sam nie wiem, nie mam na to siły, chce, tylko aby najbliższa osoba mojemu sercu znów była szczęśliwa.
- Dziękuję - Po tych słowach Sorey zaczął jeszcze od czasu do czasu, zadając Alishy jakieś pytania, na początku księżniczka nie chciała mówić, jednak po czasie ugięła się, odpowiadają, na co poniektóre pytania, ja w tym czasie jak przystało na prawdziwego ducha, oparłem się o okno, nikomu nie przeszkadzając. Mnie tu po prostu nie ma dam sobie trochę czasu i przyzwyczaję się do tego wszystkiego.
- Dobranoc Sorey - Alisha zwróciła na chwilę moją uwagę, gdy to wychodziła z pokoju, rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, pozwalając chłopakowi odpocząć. Dziś był dla niego ciężko dzień, niech śpi, nie będę mu w tym przeszkadzać.

***

Kolejny dzień nastał szybko, powiedziałbym zbyt szybko obolały i niewyspany wstałem z parapetu, na którym spędziłem całą noc, obserwując otoczenie, pilnując Soreya, który pogrążony w spokojnym śnie tulił kota, o czymś śniąc, nie miałem tylko pojęcia o czym, czasem coś mówił, czasem brzmiał, jak gdyby coś go bawiło, kto wie, co przyniósł mu sen, który nie mógł być wcale zły.
Rozciągając się leniwie, ręką przypadkiem uderzyłem w szybę, co skupiło uwagę przebudzonego już chłopaka, nie chciałem tego zrobić, to nie było specjalnie czysty przypadek. Sam przecież obiecałem, że nie będę dawał znać, że tu jestem, nie za dobrze mi to wychodzi.
Sorey powoli wstał z łóżka, niepewnie podchodząc do okna, od którego zdążyłem się już odsunąć, chłopak dotknął delikatnie szyby, stojąc przy niej kilka chwil, nie rozumiałem, czego szukał, nie chciałem chyba nawet rozumieć, muszę bardziej uważać na to, co i jak robię, aby niepotrzebnie go nie straszyć, za chwilę na pewno przyjdzie Alisha i znów Sorey poczuje się lepiej, w towarzystwie kogoś, kogo może zobaczyć i porozmawiać na wszystkie tamtym, to chyba właśnie dlatego Bóg chciał, aby ludzie byli z ludźmi tylko oni przyniosą im ukojenie w bólu i niezrozumieniu, ja przecież nawet nie rozumiem, co poniektórych emocji jak więc mogę mu pomóc? Nie mogłem, Bóg chciał, aby o mnie zapomniał, karząc nas obu za miłość, którą się darzymy i choć wiem, że to złe nie chcę przestać go kochać, tylko dla niego pragnę żyć i przy nim zawsze być, nawet jeśli już na zawsze jako duch.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz