piątek, 10 lipca 2020

Od Soreya CD Mikleo

W milczeniu słuchałem każdego jego słowa, starając się zrozumieć, o co mu tak w ogóle chodzi. Kiedy skończył mówić, bez słowa przytuliłem go mocno do siebie i zacząłem łagodnie gładzić po plecach. Po raz pierwszy nie wiedziałem, jak go pocieszyć. Co miałem powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? To były puste, niewiele znaczące słowa. Poczułem, jak ciało chłopaka zaczyna delikatnie drżeć. Musiał być przerażony i ani trochę się mu nie dziwiłem. Odczuwanie własnej śmierci brzmiało strasznie, a w rzeczywistości było jeszcze gorsze.
- Wszyscy jeszcze śpią, Miki – wyszeptałem, po czym pocałowałem go w czubek głowy. Miałem nieodparte wrażenie, że chłopak powstrzymuje się od łez z powodu dumy, w końcu jest aniołem i nie może okazywać tak ludzkich uczuć. Ale teraz nikt nie patrzy, i nie musi się powstrzymywać.
Mikleo wtulił twarz w moją koszulę, a jego ciało zadrżało mocniej. Już po kilku sekundach poczułem, jak materiał powoli zaczyna nasiąkać łzami. Przeczucie mnie nie myliło i po raz pierwszy chciałem, abym jednak nie miał racji. Oparłem policzek o jego głowę i westchnąłem cicho. Próbowałem znaleźć jakieś słowa, dzięki którym byłby chociaż troszkę spokojniejszy, ale jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Zwykle buzia mi się nie zamykała i gdybym mógł, gadałbym przez cały czas, nawet przez sen, co i tak mi się zdarzało jeśli wierzyć relacjom świadków, więc czemu teraz nic nie przychodziło mi do głowy?
Może nie powinienem już go więcej dopuszczać do walki z tym potworem. Z tego, co zrozumiałem, Mikleo w swoim poprzednim życiu zrobił coś, co sprawiło, że zły pan jest aktualnie tym, kim jest i przez to może chcieć się zemścić, a to tylko mogło nam utrudnić sprawę. Ale też jak miałbym to zrobić? Nie zamknę go w sobie, bo to dla niego jedynie tortury. Do zamku też go nie odeślę, już widzę jak wesoło spełnia moje polecenie. Jedyne, co mi pozostało, to mieć na niego oko i oczyścić potwora, czego pragnąłem bardziej, niż kiedykolwiek.
- Obiecuję ci, że nie dam mu cię skrzywdzić – wyszeptałem, kiedy chłopak już trochę się uspokoił. – I zrobię wszystko, aby odwrócić to, co mu zrobiłeś w poprzednim życiu.
- Nie rozumiem, czemu znów to wszystko muszę czuć. To jest straszne – wyszeptał drżącym głosem, a to jedynie sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.
- Najwidoczniej tak bliskie spotkanie obudziło w tobie zapomniane wspomnienia – powiedziałem cicho, zaczynając kreślić na jego plecach małe kółeczka. Gdybym mógł, zabrałbym od niego cały ten ból. A tak musiałem patrzeć na jego strach i przerażenie przez całą tę sytuację.
- Nie chcę tego czuć. Ani sobie niczego przypominać – wymamrotał, wtulając się mocniej w moje ciało.
- Wiem, aniele – szepnąłem, gładząc ostrożnie wierzch jego dłoni. – Wkrótce to się skończy.
Mikleo już nic nie odpowiedział, tylko siedział w ciszy przytulony do mnie. Do ranka zostało jeszcze dużo czasu, ale nawet nie próbowałem go przekonywać do tego, aby położył się spać. Nie śnił mu się koszmar, a wspomnienia które, moim zdaniem, były jeszcze gorsze. Sam nie chciałem wracać spać po tym, jak przyśniło mi się coś przerażającego, ale to i tak było nic w porównaniu do tego, co przeżywał on.
Moja warta minęła i już chciałem wstać, aby obudzić Zaveida, ale zauważyłem, że Mikleo spał z głową położoną na mojej klatce piersiowej. Jednak zmęczenie musiało wziąć nad nim górę. Kiedy odgarniałem kosmyki, które wysunęły się z jego zniszczonej już fryzury, miałem jedynie nadzieję, że ten sen będzie spokojny.
Zerknąłem w stronę śpiącego w najlepsze serafina powietrza. Był za daleko, bym mógł go jakoś dosięgnąć, a nie chciałem wstawać i budzić mojego anioła. Musiał wypoczywać, póki mógł. Wziąłem w dłoń jeden z małych kamyków walających się dookoła i rzuciłem nim w śpiącego mężczyznę. Ta sztuczka podziałała dopiero za czwartym razem. Zaveid wstał nagle i posłał mi oburzone spojrzenie. Już nawet otwierał usta, aby wyrazić swoje niezadowolenie, ale powstrzymał się od użycia głosu zauważając śpiącego przy mnie Serafina. Posłałem mu przepraszający uśmiech, mając nadzieję, że mi to wybaczy. W nikłym świetle dogasającego ogniska mogłem dostrzec jego zmartwiony wzrok. Najwidoczniej i on martwił się o stan przyjaciela.
Położyłem się ostrożnie na kocu starając się nie obudzić przyjaciela. Udało mi się to, Mikleo tylko nieznacznie się poruszył, ale oczy nadal miał zamknięte, a oddech spokojny i regularny. Uśmiechnąłem się na ten widok, po czym pocałowałem go w czoło, troszkę mocniej się do niego przytuliłem i przymknąłem oczy. Do ranka zostało jeszcze parę godzin i chciałem je wykorzystać. Co prawda, było mi trochę chłodno, ale nie chciałem teraz sięgać po koc, by przypadkiem nie zbudzić przyjaciela.
***
Obudziło mnie lekkie szturchanie. Niechętnie otworzyłem oczy i zauważyłem nad sobą znudzoną twarz Edny. Miałem ochotę na jeszcze przynajmniej godzinkę snu. Odkryłem także, że ktoś musiał się nad nami zlitować w nocy i przykryć kocem, za co byłem temu komuś bardzo wdzięczny.
Blondynka odeszła kiedy tylko zauważyła, że otworzyłem oczy. Westchnąłem cicho i zerknąłem na przyjaciela. Nadal spał, mocno do mnie przytulony i ze spokojem wymalowanym na twarzy, aż żal było mi go budzić. Wkrótce będzie jednak po wszystkim i będzie mógł spać tak długo i tak często, jak tylko będzie chciał, ja mu tego nie zabiorę. Wręcz przeciwnie, będę nalegał i sam zaciągał go do łóżka, zasługuje na odpoczynek po tym koszmarze.
- Miki, wstajemy – powiedziałem cicho, delikatnie gładząc jego policzek. – Żadnych przykrych wspomnień? – dodałem, kiedy chłopak niechętnie uniósł głowę i spojrzał na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem.
- Chyba tylko same dobre – wymamrotał, przecierając oczy.
- To dobrze. Chodź, czas go dogonić i oczyścić raz, a dobrze – powiedziałem wesoło, po czym pocałowałem go w czoło. Cieszyłem się, że teraz nie był dręczony wspomnieniami, w których umierał. Nie zasługiwał na cierpienie, nie ważne, co zrobił w poprzednim. Z jakiegoś powodu dostał drugą szansę i został Serafinem, co znaczyło, że na pewno był cudownym człowiekiem tak samo, jak teraz jest cudownym aniołem.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz